sobota, 15 września 2012

ROZDZIAŁ 4

Gdy tylko usłyszałam dzwonek oznaczający koniec lekcji szybko wrzuciłam książki do torby. Opuściłam salę nie oglądając się za siebie. Zmierzałam do wieży Gryffindoru. Weszłam do dormitorium, odłożyłam książki i wraz z Ginny poszłam na obiad. Przy stole zajęłam miejsce koło Rudej.
-Jaką lekcję będziesz teraz miała? –zapytałam.
-Transmutację. A ty?
-Dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami.
Przyjaciółka popatrzyła na mnie smutno. Współczuła mi. Nikt nie lubi uczniów ze Slytherinu.
-Muszę iść po książki. Za chwilę zaczyna się lekcja.
Popędziłam do wieży. Wbiegłam do dormitorium, wzięłam torbę i pobiegłam pod salę od eliksirów. W samą porę. Drzwi się otworzyły. Stanął w nich profesor Slughorn.
-Zapraszam, zapraszam.
Wszyscy weszli do klasy. Zajęłam miejsce obok Harry’ego. Po mojej drugiej stronie usiadł Fred, a koło niego George. Byłam pewna, że usiedli tu tylko po to, żeby robić to co ja.
Profesor odchrząknął.
-Waszym zadaniem na dzisiejszej lekcji jest uwarzenie Felix Felicis znanego jako Płynne Szczęście. Instrukcje znajdziecie w podręczniku na stronie piętnastej, a składniki w kredensie. Zaczynajcie.
Otworzyłam podręcznik na podanej stronie. Sposób przygotowania tego eliksiru był bardzo skomplikowany. Poszłam po składniki i zaczęłam pracę. Kątem oka zauważyłam, że Fred i George uważnie śledzą każdy mój ruch i dodają to, co ja. Nawet nie zaglądają do podręcznika.
-Musicie robić to co ja? Moglibyście zrobić ten eliksir sami.
Fred popatrzył na mnie z rozbawieniem.
-A myślisz, że po co tu siedzimy?
Pokręciłam tylko głową i zajęłam się pracą.
Pod koniec lekcji profesor Slughorn przechadzał się między stołami i sprawdzał co nam się udało zrobić. Gdy pochylił się nad moim kociołkiem, na jego twarzy zobaczyłam uśmiech.
-Brawo panno Granger. za ten eliksir zdobyła pani dwadzieścia punktów dla Gryffindoru. Albo nie, trzydzieści. Rzadko spotykam uczniów, którzy bezbłędnie zrobiliby Eliksir Szczęścia.
Uśmiechnęłam się. Udało mi się uwarzyć Felix Felicis.
Wraz z przyjaciółmi poszłam pod salę od obrony przed czarną magią. Mam świetny humor. Weszliśmy do sali i zajęliśmy miejsca.
-Witam na zajęciach obrony przed czarną magią. Nazywam się Isabel Sanchez i będę was uczyć tego przedmiotu.
Te słowa wypowiedziała kobieta stojąca przy biurku. Jednak odpowiedniejszym słowem byłoby dziewczyna. Na pierwszy rzut oka widać, że nie ma ona więcej niż dwadzieścia dwa lata.
-Ile ma pani lat? –zawołał ktoś z głębi sali.
-Dwadzieścia –odpowiedziała nauczycielka z uśmiechem. Zaczęła prowadzić lekcję. W połowie przerywa.
-Muszę was porozsadzać. Za dużo gadacie, za mało słuchacie. Panno Granger –powiedziała. Nawet zapamiętała jak się nazywam. Trudno się dziwić w końcu tyle razy zgłosiłam się na tej lekcji. –Pani usiądzie w piątej ławce. O tam.
Odwróciłam głowę. Ku mojemu przerażeniu nauczycielka wskazywała miejsce obok Dracona Malfoya. Biorę swoje rzeczy i niechętnie zajmuję miejsce obok chłopaka. On też nie jest zadowolony.
Kiedy lekcja się skończyła szybko poszłam do dormitorium. Usiadłam na fotelu przy kominku. Obok mnie usiadła Ginny.
-Jak ci minął dzień? –zapytała.
-Okropnie. Nie zgadniesz z kim siedzę na transmutacji i obronie przed czarną magią?
Dziewczyna popatrzyła się na mnie z uwagą.
-Z Draco Malfoyem.
Ukryłam twarz w dłoniach. Byłam załamana.
-Spokojnie, nie będzie tak źle. Chodźmy na kolację.
Podążam za przyjaciółką. Siadam przy stole i powoli zjadam kolację.
-Ginny, ja już pójdę, dobrze? –powiedziałam. Dziewczyna skinęła głową. Wyszłam z sali. Nie chciałam jeszcze wracać do dormitorium. Weszłam po schodach. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Poczułam, że spadam.
***
Kiedy tylko lekcja się skończyła Granger wrzuciła książki do torby i pospiesznie wyszła z sali. Nie dziwię się jej, że jest zła. Spokojnie włożyłem książki do torby. Spokojnie opuściłem pomieszczenie. Poszedłem do pokoju wspólnego. Odłożyłem rzeczy i ruszyłem do Wielkiej Sali. Usiadłem koło Zabiniego, tyłem do całej sali. Spokojnie jadłem kurczaka.
-Weź się pospiesz, Smoku, za chwilę zaczynają się eliksiry –powiedział zniecierpliwiony Blaise. Wstałem od stołu i wróciłem po książki do dormitorium. Wziąłem je i spokojnie poszedłem pod salę od eliksirów.
Drzwi się otworzyły. Profesor Slughorn zaprosił nas do środka. Zająłem miejsce w jednej z ostatnich ławek.
-Waszym zadaniem na dzisiejszej lekcji jest uwarzenie Felix Felicis znanego jako Płynne Szczęście. Instrukcje znajdziecie w podręczniku na stronie piętnastej, a składniki w kredensie. Zaczynajcie.
Otworzyłem podręcznik na podanej stronie. Jeszcze nigdy nie widziałem tak skomplikowanego przepisu. Zacząłem pracę.
Pod koniec lekcji profesor Slughorn przechadzał się między stołami. Zajrzał do mojego kociołka.
-Zapomnieł pan o ciemierniku, panie Malfoy.
Miał rację. Całkiem o tym zapomniałem. Jak na razie żaden eliksir nie wzbudził uznania w nauczycielu. Jednak kiedy zajrzał do kociołka Granger, szeroko się uśmiechnął.
-Brawo panno Granger. za ten eliksir zdobyła pani dwadzieścia punktów dla Gryffindoru. Albo nie, trzydzieści. Rzadko spotykam uczniów którzy bezbłędnie zrobiliby Eliksir Szczęścia.
Dziewczyna uśmiechnęła się z wyższością. Ze złością zatrzasnąłem podręcznik i poszedłem na lekcję obrony przed czarną magią.
Drzwi od sali się otworzyły. Weszliśmy do klasy. Zająłem miejsce w piątej ławce.
-Witam na zajęciach obrony przed czarną magią. Nazywam się Isabel Sanchez i będę was uczyć tego przedmiotu.
Te słowa wypowiedziała kobieta stojąca przy biurku. Jednak odpowiedniejszym słowem byłoby dziewczyna. Od razu widać, że jest bardzo młoda. I ładna.
-Ile ma pani lat? –zawołał ktoś z głębi sali.
-Dwadzieścia –odpowiedziała nauczycielka z uśmiechem. Zaczęła prowadzić lekcję. W połowie przerywa.
-Muszę was porozsadzać. Za dużo gadacie, za mało słuchacie. Panno Granger –powiedziała zwracając się do dziewczyny. –Pani usiądzie w piątej ławce. O tam.
Ku mojemu przerażeni nauczycielka wskazywała miejsce obok mnie. Granger niechętnie wzięła swoje rzeczy i zajęła wyznaczone miejsce. Była zła, zresztą nie tylko ona. Ja też nie byłem z tego powodu szczęśliwy.
Lekcja się skończyła. Szybko poszedłem do dormitorium i zostawiłem tam torbę. Wraz z Zabinim poszedłem na kolację. nie byłem zbyt głodny, przynajmniej nie teraz. Kiedy skończyłem jeść wyszedłem z Wielkiej Sali. Pierwsze co zobaczyłem to spadająca ze schodów Granger.

2 komentarze:

  1. Siemka , fajny blog i ładnie piszesz :) Ja również zapraszam cię na mojego bloga o Dramione , historiamilosnadramione.blogspot.com , mam nadzieje, że Ci się spodoba i zostawisz komentarz .Pozdrawiam i życze udanego pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No no no, co za rozwoj akcji. Az ciarki mnie przeszly ;) doczepic sie nie mam do czego, tylko do ciaglych powtorzen... ale i tak jest swietnie

    OdpowiedzUsuń