niedziela, 18 sierpnia 2013

OGŁOSZENIE

Uwaga, wszyscy czarodzieje! Dziś mam dla was pewną wiadomość. Ogłaszam wszem i wobec, że bloga ZAWIESZAM!!! Nie wiem na jaki czas i czy do niego wrócę. Może zacznę publikować rozdziały od nowa, na innym adresie, pozmieniane i rozwinięte. Widzę, że ta historia nie ma  narazie sensu, tak samo jak większość blogów Darmione. Ale jeśli zacznę publikować coś od nowa, napiszę o tym tutaj. Bo myślę, że chcę by cały świat dowiedział się jak wygląda moja wersja tego parringu.

Miejcie nadzieję, że niedługo się odezwę. Przepraszam wszystkich, którzy tutaj byli.

niedziela, 26 maja 2013

ROZDZIAŁ 27


Przez chwilę nie wierzyłam w to co usłyszałam, ale mina Ginny podpowiedziała mi, że Ruda nie kłamie. Przełknęłam ślinę, zastanawiając się co powiedzieć i położyłam dłoń na ramieniu przyjaciółki.
- Czyli jedziemy na tym samym wózku – powiedziałam cicho ze słabym uśmiechem, a ona tylko pokiwała głową.

17 Grudnia

- Dzisiaj będę chodziła po pokojach wspólnych i wpisywała uczniów, którzy zostaną na święta w Hogwarcie – oznajmiła głośno profesor MacGonagall podczas śniadania. – Przypominam także wszystkim uczniom od piątego roku wzwyż o tegorocznym Balu Bożonarodzeniowym, organizowanym przez jedną z uczennic, Ariadne Green.
Wiwaty na cześć mojej „dziewczyny” rozbrzmiały w Wielkiej Sali. Ariadne siedziała dumnie wyprostowana i zadzierała lekko głowę. Sama powiedziała mi dziś rano, że ten pomysł na pewno się uczniom spodoba. Jak zawsze miała rację. Niestety.
- …cała zielona! Co o tym sądzisz, Draco?
Pytanie Pansy dotarło do mnie dopiero po chwili. Odwróciłem głowę w jej stronę. Dziewczyna wpatrywała się we mnie z wyczekiwaniem. Najwyraźniej myślała, że ją słucham, ale przez te wszystkie lata nauczyłem się najzwyczajniej w świecie Pansy ignorować.
- Co sądzę o czym? – spytałem, mrużąc oczy.
- Och, o moim stroju na bal! Podoba ci się?
- Tak, jest świetny – odparłem by mieć święty spokój, ale Pansy nadal stała tam gdzie stała.
- Hej, Pansy – odezwała się Aridane – może poszłybyśmy dzisiaj do Hogsmeade? Kupiłybyśmy jakieś dodatki do strojów…
Ślizgonka natychmiast strąciła zainteresowanie moją osobą (i świetnie!), zamiast tego zaczęła paplać o jakimś naszyjniku co widziała miesiąc temu. Posłałem Ariadne spojrzenie mówiące „Dzięki”, ale nie byłem pewny czy to dostrzegła. Jeśli nie, trudno.
Wstałem od stołu i wyszedłem z Wielkiej Sali. Była sobota, jutro część uczniów miała wrócić do domów. Ja oczywiście postanowiłem zostać w szkole. Tu przynajmniej mam przyjaciół. Chyba…
Jakaś brązowowłosa postać popchnęła mnie na korytarzu.
- Jak leziesz, szlamo? – warknąłem w stronę (tak, dobrze myślicie) Hermiony Granger. Robiłem tak od jakiegoś miesiąca, znów ją wyzywałem co sprawiało mi pewnego rodzaju radość. Musiałem pozbyć się wiecznej złości i frustracji, które się we mnie kłębiły. Nie chciałem się pogodzić z faktem, że podoba mi się zwykła szlama.
- Nie mów tak do niej – odparł, trzęsąc się ze złości jeden z tych rudzielców, zapewne Fred. Uśmiechnąłem się wrednie.
- Będę do niej mówił jak mi się podoba – powiedziałem, patrząc jak Weasley wyszarpuje różdżkę z szaty. Jednak Granger go powstrzymała…
- Chodź – powiedziała cicho. – Nie warto – i pociągnęła Weasleya za rękaw szaty. Patrzyłem na nią jak odchodziła…
Odwróciłem się i szybkim krokiem poszedłem na piąte piętro.
***
Nie wiedziałam co o tym myśleć. Od pewnego czasu Draco Malfoy znów zaczął nazywać mnie szlamą. Ból ostatnich siedmiu lat powrócił. Chciałam się w jakiś cudowny sposób się go pozbyć, ale to przezwisko nadal mnie raniło.  Słowo „Szlama” nie opuszczało moich myśli.
Fred objął mnie opiekuńczo ramieniem. Zagryzłam lekko wargę. Zastanawiałam się jak w delikatny sposób z nim zerwać. Nie chciałam go ranić, lubiłam Weasleya, ale nie potrafiłam go ciągle okłamywać. To co robiłam było po prostu złe.
Weszliśmy do Wielkiej Sali i usiedliśmy przy stole. Wolne miejsce koło mnie zajęła Ginny.
- Hermiono, wybierzemy się dzisiaj do Hogsmeade? Kupimy sobie jakieś ładne sukienki….
Uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Chętnie – odparłam.

Szłyśmy dróżką do Hogsmeade, płatki śniegu spadały na ziemię. Rozciągający się wokoło świat był cały pokryty bielą. Jasny dywan był wszędzie.
Ginny zaprowadziła mnie do Magicznego Butiku, znajdującego się niedaleko herbaciarni u pani Puddifoot. Sklep był cały zapełniony uczennicami Hogwartu, które chciały sobie znaleźć balowe kreacje. Ruda poprowadziła mnie do jednego z wieszaków. Zaczęła oglądać kolejne stroje. Sukni było mnóstwo. Obcisłe i luźne, na ramiączkach i z krótkim rękawkiem. Jaskrawe, ciemne, jasne. Eleganckie, nieeleganckie. Przymierzyłam ich jakiś tuzin. Za każdym razem Ginny kręciła przecząco głową. Po jakiejś godzinie tych męczarni miałam dość.
- Ginny, możemy już iść? - spytałam nieżmiało przyjaciólkę, ale ta popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Iść? Przecież ty nawet jeszcze sukni nie masz! Nie mówiąc o butach i dodatkach!
Westchnęłam z rezygnacją. Ginny nie rezygnowała, przebierała w wieszakach, aż znalazła różowo-fioletową suknię do ziemi.
- Przymierz ją – powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. Ruszyłam do przebieralni i szybko wciągnęłam na siebie suknię. Wyszłam zza kotary i pokazałam się Ginny. Dziwnie czułam się w tej sukni. Cisny gorset opinał moje ciało, a przy chodzeniu zahaczałam się o rozłożystą spódnicę.
- Pięknie wyglądasz! – powiedziała głośno przyjaciółka i klasnęła w dłonie. – Jest idealna, naprawdę! Sama popatrz!
Odwróciła mnie w stronę wielkiego lustra. W duchu przyznałam jej rację. Jasny kolor pasował do mnie, a suknia sama w sobie była piękna. Spódnica zrobiona była z koronkowego materiału, tworzącego małe piórka. O ton ciemniejszy pasek zaciskał się na mojej tali, a obcisły materiał uwydatniał piersi.
- Chyba nie jest źle – powiedziałam cicho. Ginny popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Nie jest źle? – spytała. – Nie jest ŹLE?! Przecież ty wyglądasz cudownie!!!
Położyłam dłonie na biodrach.
- Lepiej mi pokaż co wybrałaś dla siebie!
Ginny zniknęła za kotarą. Po chwili wyszła. Otworzyłam szerzej oczy. Rudowłosa wyglądała olśniewająco. Zielona, obcisła suknia sięgająca ziemi odcinała się od jej włosów. Przy jednej nodze materiał był rozcięty. Rozcięcie zaczynało się na udzie, a kończyło przy kostkach. Mimo prostoty kreacji, Ginny wyglądała w niej pięknie i bardzo pociągająco.
Jedyne co mi przyszło do głowy to to, że przy Ginny będę niewidzialna.
- I jak? – spytała ruda, obracając się wokół własnej osi. Uśmiechnęłam się do niej.
- Cudownie – odparłam. – Coś czuję, że na balu podbijesz wiele serc.
Ginny zaśmiała się głośno i poszła się przebrać. Ja też.
Potem przyszła kolej na buty. Ku mojej własnej uldze nie było aż takich problemów jak przy wyborze sukni. Od razu w oczy Ginny rzuciły się jasnoróżnowe szpilki. Podała mi je z uśmiechem. Pomyślałam, że przyjaciółka ma zamiar mnie zabić, ale bez słowa sprzeciwu przymierzyłam je. Były niewygodne, ale rozmiar pasował. To Ginny wystarczało. Żadne argumenty nie były w stanie przekonac jej do zmiany zdania. Dla siebie  wybrała zielone buty na o wiele wyższym obcasie niż moje. Zastanawiałam się jak można chodzic w czymś takim, ale Ginny pokazała mi, że da się to zrobić.
Kupiłyśmy suknie, buty i wyszłyśmy ze sklepu.
- Chodźmy na piwo kremowe – zaproponowała Weasley i pociągnęła mnie za rękę. Usiadłyśmy w przytulnym wnętrzu Trzech Mioteł i zamówiłyśmy po piwie kremowym.
- Już nie mogę się doczekać balu – powiedziała podekscytowanym głosem Ginny. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ja też.
***
Stałem w Pokoju Wspólnym i czekałem. Za piętnaście minut miał zacząć się bal.
- Jezu, Blaise, pospiesz się trochę! – krzyknąłem i zapukałem w jego drzwi. – Co ty się tak długo przygotowujesz?
W tym samym momencie drzwi się otworzyły i Zabini wyszedł z dormitorium.
- Spokojnie, stary, już idę.
Razem wyszliśmy z lochów. Blaise, tak samo jak ja, miał na sobie czarny garnitur.
- Dzisiaj będzie moja – powiedział przyjaciel, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Na samą myśl o Zabinim i Ariadne chciało mi się śmiać.
Poklepałem go po plecach.
- Może – powiedziałem i szybko wdrapałem się po schodach.
***
Stałam w łazience przed lustrem i nie mogłam się zdecydować. Sukienka, jaką wybrała dla mnie Ginny wydawała się nieodpowiednia, niepasująca do mnie samej.
- Hermiono, co ty tam jeszcze robisz? – spytała mnie przez drzwi Ginny. – Za chwilę zaczyna się bal!
Westchnęłam.
- Już wychodzę Ginny – odkrzyknęłam i założyłam suknię. Szybko wyszłam, nie chcąc patrzeć na własne odbicie.
- Wreszcie – powiedziała Ruda z ulgą. – Chodźmy już, bo się spóźnimy.

_______________________________________________

Przeraźliwie krótki ten rozdział! Jak sami zobaczyliście, skoczyłam w czasie. Teraz zacznie się dziać, heh he! Mam nadzieję, że będziecie mi wybaczać moje długie nieobecności!

Zapraszam do zapisów na mój blog grupowy Hogwart - Nowe Pokolenie Nadchodzi.

Jak wam się podoba nowy szablon? Robiony przeze mnie, więc proszę o szczerą ocenę.

Pozdrawiam!

czwartek, 25 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 26



Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. Myślałem, że się przesłyszałem.
- C…co? – wydukałem. Nikt mi nie odpowiedział.  Przez chwilę zastanawiałem się co zrobić.
- Cholera – mruknąłem. Spojrzałem na siedzącą na przeciwko mnie brunetkę. Ariadne wstała i przeskoczyła, dobra, przesadziłem, bardziej przeszła stół (tak, mnie też to zszokowało). Dziewczyna stanęła koło mnie.
- Przyjdę potem do ciebie – powiedziała cicho, pochylając się nade mną. Czułem na sobie jej ciepły oddech. – Już chyba mam pomysł jak wykorzystać obecną sytuację.
Odwróciłem głowę w jej stronę. Z tak małej odległości doskonale widziałem jej zielone oczy.
- Potem ci powiem – uprzedziła pytanie Ariadne. – Zobaczymy się później – dodała już na głos i odeszła, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie. Wzruszyłem ramionami i dokończyłem śniadanie. Postanowiłem się nie przejmować słowami Green. Bo w końcu kto zrozumie kobiety.
***
Obudziłam się w miarę wcześnie, na ziemi. Od twardej podłogi bolały mnie wszystkie kości. Powoli wstałam i spojrzałam na łóżko. Wyglądało tak jakby przeszło przez nie tornado. Westchnęłam głośno i machnęłam ręką. Nie miałam siły tego uporządkować. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. W wielkim lustrze ujrzałam swoją twarz. Miałam cienie pod oczami, a na głowie istne siano jasnobrązowych włosów. Wyglądałam paskudnie.
Westchnęłam głęboko i z uporem zaczęłam rozczesywać niesforne włosy, pasemko po pasemku. Kiedy już się z tym uporałam, zabrałam się za mycie. Potem zrobiłam sobie lekki makijaż, aby zamaskować cienie pod oczami. Nie chciałam wyglądać na niewyspaną, chociaż tak właśnie było. Szybko ubrałam się w szkolne szaty i wyszłam z łazienki, mocno ziewając. Szybkim krokiem zeszłam do Wielkiej Sali, już wypełnionej uczniami mimo tak wczesnej pory. Od razu skierowałam się w stronę stołu Gryfonów. Usiadłam koło Ginny, która w zamyśleniu wpatrywała się w jakiś punkt w sali.
- Cześć Ginny – odezwałam się głośno, aby zwrócić jej uwagę. Dziewczyna potrząsnęła lekko głową i spojrzała na mnie nie do końca przytomnym wzrokiem.
- Hej – odpowiedziała tylko cicho. Spojrzałam na nią z uwagą.
- Na co się tak patrzyłaś? – zapytałam wprost. Ruda poczerwieniała na twarzy, co tylko zwiększyło moją ciekawość.
- Na nic – bąknęła jeszcze ciszej i jeszcze raz na coś zerknęła. Mój wzrok powędrował za jej spojrzeniem, ale zanim dostrzegłam to coś na co się patrzyła, drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się i stanął w nich Draco Malfoy… oczywiście z Ariadne Green. W tym momencie poczułam nienawiść do tej brązowowłosej piękności. Jednak coś całkiem innego przykuło moją uwagę. Gdy tylko ta dwójka weszła do sali, wokoło rozległy się szepty.
Spojrzałam na siedzące najbliżej dwie szóstoklasistki.
- On chyba naprawdę z nią chodzi – usłyszałam szept jednej, pełen żalu. Miała ona proste blond włosy opadające na ramiona, zgrabny nosek i jasne, szare oczy. Druga była pospolitej urody. Szatynka z zielonoszarymi oczami i lekkim garbem na nosie. Obie miały twarze wymalowane różnymi kosmetykami.
- Szkoda – potwierdziła tamta. – A już myślałam, że zwróciłam na siebie jego uwagę.
Zmarszczyłam brwi. Nie do końca wiedziałam o kim mówią. Miałam pewne przypuszczenia, ale…
- Hej, Miona – powiedział do mnie Fred i pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się do niego. Stał oczywiście koło drugiego z bliźniaków, równie rudego i równie radosnego co pierwszy.
Zanim zdążyli coś powiedzieć, do stołu podbiegł ktoś jeszcze.
- Hej, Hermiono!
Głos Parvati rozległ się tuż obok mojego ucha. Dziewczyna usiadła obok mnie. Zdawała się nie zwracać uwagi na Freda i Georgea.
- Słyszałyście? – spytała niezrozumiale, spoglądając to na mnie, to na Ginny.
- Co? – zapytała Ruda.
- Podobno Draco Malfoy chodzi z Ariadne Green! – powiedziała Parvati w miarę głośno.
- Co?
To zdanie wypowiedział George, z wyraźnym oburzeniem w głosie, ale ja nie zwróciłam za bardzo na niego uwagi. Ta wiadomość uderzyła mnie mocno. Coś naprawdę zaczęło mnie boleć, ręce zaczęły niebezpiecznie drżeć. Szybko spojrzałam w stronę stołu Ślizgonów. Green właśnie stała obok Malfoya i pochylała się nad nim, coś szepcząc mu do ucha. Zacisnęłam dłonie w pięści. Miałam ochotę rozerwać Ariadne na strzępy. Szybko się opanowałam. Kątem oka zerknęłam na Georgea. Od razu było widać, że ta sytuacja jemu również nie przypadła do gustu. Ciekawe cze… No tak, Ariadne. Zastanawiało mnie jak to jest, że uroda wystarczy aby kogoś w sobie rozkochać. Zawsze mi się wydawało, że osobowość jest ważniejsza. Sama nie jesteś lepsza – pomyślałam ze smutkiem. Zakochałam się, tak, mogę już to powiedzieć, zakochałam się w Draconie Malfoyu, moim największym wrogu, który od ponad sześciu lat wyzywał mnie od szlam i całej reszty.
Nim się obejrzałam, zerwałam się z ławki.
- Muszę coś sprawdzić – powiedziałam do Ginny. – W bibliotece.
Gdy tylko skończyłam mówić, pognałam w stronę wyjścia z Wielkiej Sali, tak jakby gonił mnie sam Lord Voldemort. Gdy tylko znalazłam się na korytarzu, do oczu zaczęły mi napływać łzy. Z największym trudem powstrzymałam je przed spłynięciem po policzkach. Głupia – skarciłam samą siebie w myślach. Przecież to Draco Malfoy – powtarzałam sobie – Draco MALFOY! Zwykła świnia i twój największy wróg! Przecież go nienawidzisz – nadaremno próbowałam przekonać samą siebie. ale jak na złość coś nadal mnie bolało, łzy spływały po policzkach i nie potrafiłam ich powstrzymać. Jesteś głupia, Granger – powiedział jakiś cichy głosik w mojej głowie. Nie miałam siły się z nim sprzeczać.
Wpadłam do biblioteki i zaszyłam się pomiędzy regałami. Jak się spodziewałam, pierwsza znalazła mnie Ginny.
- Hermiono – powiedziała cicho. Uśmiechnęłam się blado i wierzchem dłoni otarłam łzy.
- Nic się nie stało – powiedziałam szybko. To nie przekonało mojej przyjaciółki.
- O czym chciałaś porozmawiać? – spytała cicho. Westchnęłam. Co miałam jej powiedzieć? Że już nie daję rady? Że nie mogę przestać o nim myśleć? Że nie chcę niczego do niego czuć?
- Myślisz, że to jest prawda? – spytałam, zamiast wyznać jej co czuję. – Myślisz, że on naprawdę chodzi z Ariadne?
Ginny milczała. Zastanawiała się nad odpowiedzią, to jasne.
- Myślę – zaczęła – obawiam się, że tak. Wszystko na to wskazuje. Przecież od jakiegoś czasu są prawie nierozłączni, prawda?
Westchnęłam jeszcze głośniej. Nie wierzyłam Ginny, nie chciałam jej wierzyć. próbowałam przekonać samą siebie, że jest inaczej i że Malfoy wcale nie jest z Ariadne. Nie potrafię okłamywać – stwierdziłam z goryczą. – nawet samej siebie.
- Ginny – odezwałam się cichutko. – Na kogo patrzyłaś się dziś rano?
Nie mogłam się powstrzymać. Musiałam o to zapytać.
Ruda znowu poczerwieniała.
- Na nikogo – odparła szybko, za szybko. Spojrzałam na nią i uniosłam lekko brwi.
- Naprawdę?
Tym razem to Ginny wydała lekkie westchnienie.
- No dobra – przyznała – patrzyłam na niego.
- Jakiego niego?
Spiorunowała mnie wzrokiem.
- Nie ważne – odparła tylko, ale ja nie zamierzałam się poddać.
- Ginny – spojrzałam na nią błagalnie. – Ja ci powiedziałam, teraz ty mi powiedz.
Cisza. Cisza dzwoniąca w uszach.
- No dobra.
Słowa Ginny zabrzmiały w tej ciszy jak wystrzał armatnii. Ruda wzięła głęboki wdech.
- Bo… on i tak ma inną – zaczęła. – Nie wiem czy z nią chodzi, nie, na pewno z nią nie chodzi, bo ona chodzi z innym, ale… I tak nie zauważa świata poza nią. I… – przyjaciółka urwała. Ukryła twarz w dłoniach. – Widziałam jak na nią patrzy – powiedziała zduszonym głosem. – Mnie nawet nie zauważa. Zresztą uważa mnie za zdrajczynię krwi, więc to i tak by nic nie zmieniło – Ginny umilkła, a ja zaczęłam analizować jej słowa. Ruda po chwili wytrzeszczyła oczy ze strachu, bo chyba się zorientowała co powiedziała. A ja już kwalifikowałam kolejne osoby.
- To Ślizgon, prawda? – spytałam w końcu. Ona tylko bezradnie pokiwała głową.
- Blaise Zabini – wyszeptała.
___________________________________________


Przepraszam, że tak długo nie pisałam. Za wszystko przepraszam, ale wena mnie opuściła. Wiem, że rozdział krótki, ale następny będzie dłuższy, bo zrobię przeniesienie w czasie do grudnia. Mam nadzieję, że przynajmniej ten rozdział was nie zawiódł, bo mnie trochę.

poniedziałek, 4 marca 2013

ROZDZIAŁ 25

Możecie mnie śmiało zadźgać, bo rozdział jest beznadziejny! Badziewie jakiego świat nie widział. Nie jestem z niego zadowolona, ale mam świadomość, że nic lepszego mi nie wyjdzie. Do tego przez trzy tygodnie nie było notki, za co strasznie przepraszam!
________________________________


Siedziałam na kanapie przed kominkiem w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Wpatrywałam się tępo w ogień, czekając na powrót drużyny. Nie trwało to długo. Dziura pod portretem się otworzyła i do salonu weszli gracze. Ich miny zdradzały wściekłość, jaką musieli wtedy czuć.
Zacisnęłam usta. Bałam się powiedzieć cokolwiek. Zawsze uważałam, że quidditch to tylko gra i nie warto się tak nią przejmować, ale to tylko moja opinia.
Fred zajął miejsce koło mnie, na kanapie. Popatrzyłam na niego ze smutkiem. Tak liczył na wygraną. Objęłam chłopaka ramieniem i położyłam głowę na jego ramieniu. Myślami byłam daleko od Pokoju Wspólnego. Wspominałam końcówkę meczu. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie dostrzegłam momentu, w którym Malfoy złapał znicza. Za to doskonale wiem, co wtedy czułam. Byłam szczęśliwa, widząc zadowolenie Dracona, jego uśmiech. Kiedyś jakby ktoś mi powiedział, że miłość i nienawiść dzieli tylko cienka linia, wyśmiałabym go. Teraz odczułam na własnej skórze jak niewiele trzeba by ją przekroczyć. Wiedziałam, że będę musiała zdobyć Malfoya. I tego dokonam.
Spojrzałam na Harry’ego. Siedział naprzeciwko mnie. Już na pierwszy rzut oka widać było jak bardzo jest załamany. Nagle chłopak złapał za stojącą obok książkę i rzucił nią na drugi koniec pomieszczenia. Wrzasnął przy tym ze wściekłości i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie wierzę – powiedział. – Nie wierzę, że przegraliśmy. NIE MOGLIŚMY przegrać!
Nikt się nie odezwał. Niestety, była to prawda. Gryffindor przegrał w meczu ze Ślizgonami po raz pierwszy od kilku lat. Do tego klęska była druzgocąca.
Wstałam z kanapy.
- Może ja już pójdę – powiedziałam cichutko i poszłam do dziury pod portretem. Odprowadzana kilkoma spojrzeniami, opuściłam wieżę Gryfonów.
***
Dzień zapowiadał się cudownie. Czułem, że po wygranej z Gryfonami już nic nie zepsuje mi dobrego humoru. Z uśmiechem na twarzy wszedłem do swojego Pokoju Wspólnego. Tam, na fotelu przed stolikiem, siedziała Hermiona Granger. Gdy przekroczyłem próg pomieszczenia, uniosła głowę znad jakiejś książki i spojrzała na mnie.
- Gratuluję wygranej – powiedziała i lekko się uśmiechnęła. Stanąłem na środku pokoju, zszokowany. Jej zachowanie wydawało się być niewymuszone, jak najbardziej naturalne. Szybko się ocknąłem.
- Dzięki – rzuciłem niedbale i ruszyłem do swojego dormitorium. Padłem na łóżko i uśmiechnąłem szeroko do samego siebie.

Głośne pukanie do drzwi mojego pokoju wyrwało mnie z zamyślenia. Przed oczami widziałem samego siebie z pucharem quidditcha w ręce.
- Wejść – powiedziałem głośno. Drzwi się otworzyły i do dormitorium weszła Ariadne. Uśmiechała się szeroko.
- Cześć Smoku – powiedziała, nie kryjąc swojej wesołości. – Mam nadzieję, że jesteś gotowy na wieeeelką imprezę, bo jesteś zaproszony.
Zaśmiałem się pod nosem.
- Oczywiście, że jestem gotowy – odpowiedziałem bez wahania.
- No to lepiej wstawaj i chodź na śniadanie, bo ja tu z głodu umieram.
Wstałem z łóżka i wyszedłem z dormitorium. Wraz z Ariadne ruszyłem korytarzem w stronę Wielkiej Sali.
- Trzeba będzie załatwić trochę Ognistej – powiedziałem dziewczynie, która tylko uśmiechnęła się szeroko.
- Już o tym pomyślałam – oznajmiła mi. – Blaise ją załatwi.
Uniosłem brwi.
- Będziesz piła? – spytałem Green, nie kryjąc swojego zdumienia. Ariadne tylko prychnęła głośno i skrzyżowała ręce na piersi.
- To jak już się jest dziewczyną to pić nie można? – zapytała oburzona brunetka. – To, że jestem dziewczyną nie zabrania mi pić Ognistej.
Nie odpowiedziałem.
Otworzyłem wrota prowadzące do Wielkiej Sali. Gdy tylko wraz z Ariadne przekroczyłem próg, rozległy się głośne oklaski ze strony stoły Slytherinu. Uśmiechnąłem się szeroko, widząc zachwycone spojrzenia damskiej części domu Węża. Ariadne wykonała piękny ukłon. Złapała mnie za rękę i zaprowadziła do stołu. A raczej przeciągnęła przez salę siłą. Usiadłem koło Blaisa, który mocno walnął mnie dłonią w plecy.
- Stary, ten mecz był cudowny – zaczął od razu Zabini. – Ten zwód Wrońskiego…
Uśmiechnąłem się do przyjaciela.
- Poszło nam całkiem nieźle – powiedziałem, udając skromnego.
- Nieźle? – spytał Blaise. – NIEŹLE? To było tysiąc razy lepsze niż niezłe.
- Nie zapominaj kto trafił większość goli  - do rozmowy włączyła się Ariadne. Spojrzałem na nią pytająco.
- Niby kto? – spytałem. Dziewczyna tylko odwróciła głowę.
- To chyba oczywiste, że ja – oznajmiła urażonym tonem.  Zaśmiałem się pod nosem.
- Skromna jesteś – powiedziałem, a Green tylko uśmiechnęła się szeroko.
- To jedna z tych cech, które odziedziczyłam po rodzicach – odparła wesoło.

Nie mogłem się doczekać imprezy. Od dawna Slytherin nie miał okazji do świętowania, dlatego dzisiejszy wieczór miał być nadrobieniem poprzednich lat.
Stanąłem przed jedną ze ścian w lochach.
- Bractwo Węża – powiedziałem cicho. Zastanawiało mnie skąd biorą się pomysły na takie hasła. Wolałem jednak nie zaprzątać sobie głowy takimi rzeczami. Wkroczyłem do Pokoju Wspólnego Slytherinu. salon był oświetlony jedynie bladym, migotliwym blaskiem świec, przez co cały wystrój pomieszczenia, począwszy od metalowych zdobień w kształcie węży po najprawdziwsze ludzkie czaszki, sprawiał wrażenie o wiele bardziej mrocznego niż zwykle.
- Hej Draco – usłyszałem czyjś głos za swoimi plecami. Niechętnie odwróciłem się. W moją stronę kroczyła Pansy. Miała na sobie króciusieńką, obcisłą spódniczkę i równie opinającą jej ciało koszulkę bez ramiączek w odcieniu zieleni. Całość nie prezentowała się zachwycająco, zważając na jej tuszę.
- Cześć Pansy – mruknąłem niechętnie i szybkim krokiem podszedłem do, znajdującego się na drugim końcu pokoju, stołu. Byle być jak najdalej od tej wkurzającej dziewczyny. Niestety, Ślizgonka podążyła za mną.
- Cześć Smoku – usłyszałem czyjeś wołanie. Z ulgą wypisaną na twarzy odwróciłem się w stronę Ariadne i zamarłem. Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. Brunetka miała na sobie zielone buty na bardzo wysokim obcasie i sukienkę. Jej góra była w tym samym kolorze co buty. Strój wiązany był na szyi, przez co odsłaniał całe plecy dziewczyny, a duży dekolt sięgał prawie do pępka. Sukienka kończyła się falbaniastą, krótką spódniczką w srebrnym kolorze. Jeśli kiedykolwiek wątpiłem w to, że Ariadne jest piękna, to teraz miałem dowód, że się myliłem. Długie, zgrabne nogi, wąska talia, pełne piersi, kasztanowe loki, hipnotyzujące, zielone oczy, pełne, malinowe usta. Po prostu chodzący seksapil.
Dziewczyna raźnym krokiem podeszła do mnie, nie zwracając uwagi na wszystkich facetów, którzy rozbierali ją wzrokiem.
- Przyszedłeś – powiedziała z uśmiechem.
- Miałbym ominąć taką okazję? – spytałem i pokręciłem z niedowierzaniem głową. – Nigdy w życiu.
Ariadne zaśmiała się cicho i wraz ze mną podeszła do Blaisa. Ślizgon wpatrywał się w Green tak samo jak reszta. Dziewczyna na szczęście albo nie zwróciła na to uwagi, albo udawała, że tego nie zauważyła.
Już po pierwszych piętnastu minutach połowa uczniów zdążyła się upić Ognistą Whiskey. Ze mną włącznie. Jednak wypiłem zaledwie jedną butelkę trunku i myślałem całkiem trzeźwo. Ktoś zaproponował grę w butelkę. Część imprezowiczów zgodziła się na to bez wahania. Zasady były proste. Jedna osoba kręci butelką. Ten kogo wskaże butelka, musi wykonać zadanie albo odpowiedzieć na pytanie kręcącego. Jeśli ktoś nie chciał tego zrobić, miał wielkiego pecha.
Zakręciłem butelką jako pierwszy. Wypadło na Ariadne.
- Pytanie czy zadanie? – spytałem ją.
- Pytanie – odpowiedziała ku mojemu rozczarowaniu dziewczyna. Przez chwilę nie wiedziałem o co ją zapytać.
- Kiedy pierwszy raz się upiłaś? – zapytałem w końcu. Green uśmiechnęła się szeroko.
- W moje jedenaste urodziny – odparła swobodnie. Pokiwałem głową z uznaniem. Dziewczyna pokręciła butelką. Padło na Zabiniego. Ariadne uśmiechnęła się do niego słodko.
- Pytanie czy zadanie?
- Pytanie.
Brunetka potarła dłonie o siebie.
- Z którą z obecnych tu dziewczyn byś się przespał? – spytała go Green, nie przestając się uśmiechać. Blaise zacisnął zęby. – Z którą? – Ariadne nie dała za wygraną. Zabini nadal milczał. Green popatrzyła na niego twardo. – Odpowiadasz czy nie?! – nie wytrzymała.
- Z tobą – powiedział Blaise przez zaciśnięte zęby. Ariadne popatrzyła mu prosto w oczy.
- Świetnie. Twoja kolej.
Kilka osób zachichotało, a ja uśmiechnąłem się wrednie. Coś czułem, że ta gra coraz bardziej mi się podoba. Pochyliłem się w stronę Green.
- Dlaczego o to zapytałaś? – spytałem cicho. Dziewczyna w odpowiedzi wzruszyła ramionami i napiła się Ognistej.
- Nie mam pojęcia – szepnęła.
Gra rozkręcała się bardzo szybko. Coraz więcej osób brało zadania. Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. Na przykład, że jedna z najładniejszych Ślizgonek, Julie, nigdy nie miała chłopaka, że jeden z chłopaków kocha się w nauczycielce Obrony Przed Czarną Magią i że wielu Ślizgonom podoba się Hermiona Granger. Akurat te ostatnie informacje mnie denerwowały. Jednak najdziwniejsze było jedno z pytań. Rudowłosa dziewczyna, Annie, wylosowała Ariadne.
- Czy kiedykolwiek próbowałaś się zabić? – tak brzmiało zadane Green pytanie.
- Tak – odparła brunetka. Wtedy w Pokoju Wspólnym zapanowała pełna napięcia cisza. Nikt nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Po chwili wszyscy zdążyli zapomnieć o tym fakcie.
Kiedy Ariadne znów została wskazana przez główkę butelki, na wszelki wypadek wzięła zadanie. Domyśliłem się, że nie miała zamiaru odpowiadać na pytania dotyczące jej próby samobójczej.
- A więc – zaczęła Serafina, niebieskooka szatynka – masz pocałować Dracona Malfoya.
Zamarłem. Zresztą Green również. Po chwili jednak brunetka podniosła się z podłogi. Niechętnie zrobiłem to samo. Kątem oka zerknąłem na Blaisa, który pochłaniał kolejną butelkę Ognistej Whiskey. Ariadne zbliżyła się do mnie.
- Podejdź – powiedziała cicho, stanowczym tonem. Pokręciłem przecząco głową.
- Nie ma mowy – odparłem.
- To tylko gra.
Nie dałem się przekonać. Ariadne tylko przewróciła oczami i westchnęła głośno. Nagle złapała mnie za szyję i przyciągnęła do siebie. Musiałem przyznać, że całować potrafiła. Na szczęście szybko mnie puściła. Szybko zajęła swoje miejsce i zakręciła butelką. Teraz padło na Serafinę. Dziewczyna wybrała zadanie, a Green uśmiechnęła się na to wrednie.
- Masz pocałować Nathaniela – powiedziała, na co szatynka zamarła. Kilka osób zaśmiało się. Przybiłem piątkę Ariadne, która z rozbawieniem przyglądała się Serafinie. Dziewczyna patrzyła na wyznaczonego chłopaka z obrzydzeniem. Nic dziwnego. Cała twarz Nathaniela pokryta była trądzikiem. Już sam ten fakt był odstraszający. Serafina jeszcze mruknęła:
- Zemszczę się.
Bawiłem się coraz lepiej. Pewnie duży wkład w to miała Ognista Whiskey, której wypiłem dużo. Coraz mniej kontaktowałem z otoczeniem, jak wszyscy zresztą. Potem nie wiem co się działo. W mojej pamięci była jedynie wielka czarna dziura.

Obudziłem się wcześnie rano. Bolały mnie plecy i kark. Po chwili wiedziałem dlaczego. Leżałem na podłodze, oparty o kanapę. Spojrzałem na zegarek. Miałem pół godziny do początku śniadania. Przekląłem pod nosem i zerwałem się z podłogi. W Pokoju Wspólnym, na ziemi leżały też inne osoby. Przynajmniej nie byłem jedyny.
Wyszedłem z domu Slytherinu i poszedłem na piąte piętro. Idąc, prawie zataczałem  koła. Miałem wrażenie, że głowa mi odpadnie. Mocne pulsowanie w skroniach nie dawało mi spokoju. Kidy znalazłem się w swoim Pokoju Wspólnym, odetchnąłem w ulgą. Szybko się przebrałem i ruszyłem do Wielkiej Sali. W jadalni, przy stole Ślizgonów, siedziało mnóstwo uczniów znajdujących się w takim samym stanie co ja. Jak nie gorszym.
Usiadłem i wlepiłem wzrok w mój talerz. Nie miałem ochoty na jedzenie, za to niemal od razu złapałem za puchar z sokiem dyniowym.
- Cześć Smoku – przywitał mnie Blaise, siadając obok. Od razu zauważyłem, że też ma kaca. Chyba tak samo jak wszyscy inni Ślizgoni. W Wielkiej Sali było teraz pełno uczniów domu Węża, zataczających koła i trzymających się za głowy.
- Cześć chłopaki – usłyszałem czyjś głos. Naprzeciwko mnie usiadła Ariadne. Chyba też nie czuła się zbyt dobrze. Dziewczyna rozejrzała się po Sali.- Czy tylko mi się zdaje, że wszyscy się na nas gapią? – spytała. Faktycznie. Głowy wszystkich uczniów zwrócone były w naszą stronę. W tłumie dostrzegłem Granger, która wpatrywała się we mnie z nienawiścią.
- Ciekawe czemu? – zapytałem sam siebie.
- Naprawdę nie wiecie?
Z zaskoczeniem spojrzałem na Pansy. Dopiero teraz ją zauważyłem. Ślizgonka o twarzy mopsa z nienawiścią patrzyła na Ariadne.
- Niby Czemy? – spytała Green, nie zwracając uwagi na złość przyjaciółki.
- W końcu jesteście najseksowniejszą para Hogwartu – odparła mopsica, a Ariadne tylko ukryła twarz w dłoniach.
- Super.

niedziela, 10 lutego 2013

ROZDZIAŁ 24

I jest! Ciekawe czy wam sie spodoba? Mam nadzieję, że tak! Miłego czytania!
________________________________


Obudziłam się wcześnie rano, a raczej Ginny obudziła mnie. Wbiegła do mojego dormitorium z krzykiem.
- HERMIONO!!! Wstawaj, Mionka, już niedługo zacznie się mecz! – wrzasnęłam mi do ucha. Podskoczyłam i zerwałam się z łóżka. Popatrzyłam na podekscytowaną twarz przyjaciółki.
- Ginerwo Weasley, czy ty naprawdę chcesz żebym straciła SŁUCH?! – spytałam ją lekko zdenerwowana, że mnie tak obudziła. Ruda tylko uśmiechnęłam się słodko i złapała mnie za rękę.
- Ubieraj się, musisz zająć jakieś dobre miejsce na trybunach – powiedziała stanowczo. – Najlepiej takie, żeby Fred doskonale cię widział – dodała za co oberwała poduszką w głowę. Szybko złapałam ubrania i podreptałam do łazienki. Szybko się uczesałam i ubrałam. Weszłam do mojego Pokoju Wspólnego. Ginny siedziała na kanapie i czekała na mnie. Dopiero teraz coś do mnie dotarło.
- Jak tu weszłaś? – spytałam, patrząc na nią podejrzliwie. Rudowłosa uśmiechnęła się szeroko.
- Malfoy mnie wpuścił.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Serio?
Ginny tylko pokiwała potakująco głową. Ciekawe co mu się stało? – spytałam samą siebie.
- Dobra księżniczko, dość tych rozmyślań. Idziemy na śniadanie.
To mówiąc, Ginny złapała mnie za rękaw szaty i pociągnęła w stronę wyjścia. Jednak gdy wyszłyśmy na korytarz, nadal nie chciała mnie puścić.
- Ginny – zaczęłam protestować – puszczaj. Potrafię sama chodzić, naprawdę.
Ale Ruda nie odpowiadała. Szła dalej, trzymając mnie za rękę. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy zaczęłam się wyrywać. Puściła mnie dopiero gdy stanęłyśmy przed drzwiami prowadzącymi do Wielkiej Sali. Weszła do niej, a ja tuż za nią. Kiedy tylko przekroczyłam jej próg, doznałam szoku. Jeszcze nigdy nie widziałam żeby było tu tak pusto. Nie licząc drużyny Gryffindoru i Slytherinu, na sali nie było nikogo. Powoli podeszłam do stołu należącego do Gryfonów i zajęłam miejsce obok Ginny. Chwilę później, po mojej drugiej stronie usiadł Fred.
- Cześć mała – przywitał mnie z uśmiechem. Odwzajemniłam go i zabrałam się za jedzenie. Szybko uporałam się ze śniadaniem. Ponieważ Ginny wciąż jadła, wraz z Fredem opuściłam Wielką Salę. Chłopak złapał mnie za rękę.
- Cieszysz się? – spytałam go, chcąc przerwać ciszę. Rudzielec uśmiechnął się szeroko.
- No jasne. Brakowało mi quidditcha. I tych imprez po meczach.
Parsknęłam śmiechem.
- Chyba zapowiada się wielka impreza na dzisiaj – powiedziałam wesoło. Dzięki Ginny potrafiłam się wyluzować.
- No jasne. Ale jest jedna rzecz której nie mogę doczekać się jeszcze bardziej – oznajmił Fred. Spojrzałam na niego pytająco na co chłopak wyszczerzył zęby. – Głupich min Ślizgonów po przegranej.
Na samą myśl o tym zachichotałam cicho. Spojrzałam w stronę boiska.
- Chyba musisz już iść – powiedziałam do Freda. – Jeszcze mi się na mecz spóźnisz.
Chłopak tylko uśmiechnął się i puścił moją dłoń.
- Powodzenia.
To powiedziawszy, wspięłam się na palce i pocałowałam go w usta. Fred przyciągnął mnie mocniej do siebie i wplótł dłoń w moje włosy. Starałam wyobrazić sobie, że to Malfoy. Stop! Hermiono, musisz zapomnieć o tym idiocie – nakazałam sobie stanowczo. Oderwałam się od Freda i odsunęłam lekko. Pożegnałam się cicho  i  odeszłam w stronę trybun, na razie pustych. Zajęłam miejsce na samym przedzie. Miałam stamtąd wspaniały widok na całe boisko.
- Cześć Hermiono – usłyszałam czyjś głos za plecami. Odwróciłam się i uśmiechnęłam promiennie do pulchnego chłopaka i jasnowłosej dziewczyny.
- Cześć Neville, cześć Luna.
Na widok wielkiego kapelusza w kształcie lwa, należącego do blondynki, uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Mam nadzieję, że Gryfoni wygrają – powiedziała znienacka śpiewnym głosem Lovegood. Pokiwałam potakująco głową.
- Ja też – oznajmiłam, chociaż sama nie byłam tego taka pewna. Po raz pierwszy miałam taki dylemat. Nie wiedziałam komu kibicować. Z jednej strony byłam Gryfonką i dziewczyną jednego z graczy Gryffindoru, ale w Slytherinie był Draco.
Potrząsnęłam gwałtownie głową by pozbyć się tych myśli. Musiało to dziwnie wyglądać, bo Neville patrzył na mnie niepewnie.
- Coś się stało? – spytał cicho. Uśmiechnęłam się uspokajająco.
- Chyba latał tu jakiś owad – wyjaśniłam szybko. Luna spojrzała na mnie żywo.
- Gnębiftrysk. Też wyczułam tu jednego – powiedziała z powagą.
- Możliwe – odparłam, nie chcąc się z nią spierać, że coś takiego nie istnieje. Zdążyłam się już przyzwyczaić do jej wypowiedzi na temat wielu dziwnych i nieistniejących stworzeń.
- Zaczyna się – powiedział z ekscytacją Neville, wskazując na boisko.
- Panie i panowie – zaczął komentator, jakiś brunet. Poznałam go dopiero po chwili. Był to Barney Thomson, ścigający Krukonów. – I na boisku pojawiła się już drużyna Gryffindoru. Thomas, Robins, Weasley, Weasley, Weasley, Weasley iiiii… Potter!
Rozległy się głośne brawa. Ja klaskałam chyba najgłośniej. Zaśmiałam się pod nosem. Prawie cała nasza drużyna to Weasleyowie. Spojrzałam na Freda, który odszukał mnie wzrokiem i posłał mi oszałamiający uśmiech.
- A teraz na boisko wchodzi drużyna Ślizgonów! Ridgwey, Carrow, Pucey, Vaisey, Green iiiiii… Malfoy!
Gdy na boisko wkroczył blondyn, prawie cała damska część widowni zaczęła piszczeć. Sama z trudem powstrzymałam westchnienie. Draco wyglądał cudownie. W zielonej szacie, z miotłą w dłoni. Miał taki pewny siebie uśmiech, jakby nie wiedział, że czeka ich porażka. Chłopak uśmiechnął się szeroko i objął ramieniem idącą obok niego Green. Zacisnęłam pięści, starając się nie denerwować. Malfoy szepnął coś Ariadne do ucha i wyszedł na sam przód. Stanął przed Harrym. Chłopcy mierzyli się wzrokiem i niechętnie podali sobie dłonie. Nawet mimo sporej odległości wiedziałam, że miażdżą sobie nawzajem palce. Szybko się puścili. Malfoy zerknął jeszcze na Green.
Pani Hooch wypuściła tłuczki i znicza i zagwizdała głośno, wyrzucając przy tym kafla wysoko w górę. Wszyscy zawodnicy momentalnie wystartowali. Ku mojemu zdziwieniu kafla od razu przejęła Green. Chyba nie tylko mnie to zaskoczyło. Nie minęła nawet minuta, a komentator ogłosił:
- Gol dla Slytherinu!
Pomruk niezadowolenia przeszedł przez trybuny Gryffindoru, Hufflepufu i Ravenclawu. Za to Ślizgoni klaskali głośno.
- Kafla przejmuje Ginny Weasley. Podaje do Thomasa, który z ledwością unika tłuczka. Wymija ścigających Slytherinu, strzela iiiii… Wilson obronił!
Zacisnęłam zęby. Ginny nigdy nie miała problemów z grą, zawsze trafiała. Ale tym razem jej się nie udało. Slytherin znowu był w posiadaniu kafla. Aktualnie trzymał go Vaisey.
- Szukający Slytherinu chyba zobaczył znicza! – ku ogólnemu zdziwieniu ogłosił Thomson. Szybko odszukałam wzrokiem Malfoya. Leciał w stronę jakiejś złotej plamki, a tuż za nim był Harry. Zobaczyłam jak George odbija tłuczka w stronę Dracona, który w ostatniej chwili robi unik. Harry też ledwo zdążył się schylić. Chyba zgubili znicza, bo każdy odleciał w swoją stronę. Chwilę później Green zdobyła kolejnego gola dla Slytherinu. Załamałam ręce. Miałam ochotę nawrzeszczeć na Rona by wziął się w garść, ale nie byłam pewna czy dałoby to jakikolwiek rezultat.
- Green znowu ma kafla. Coś mi się wydaje, że ta dziewczyna jest nie do pokonania!
Miał rację. Ariadne bez problemu wymijała innych zawodników.
- Podaje do Puceya, ten do Vaiseya, który strzela iiii… WEASLEY OBRONIŁ!!!
Zerwałam się z miejsca i zaczęłam głośno klaskać wraz ze wszystkimi Gryfonami.
- Oby tak dalej Ron – krzyknęłam, chociaż wiedziałam, że i tak mnie nie usłyszy. Po raz pierwszy czułam takie emocje w związku z meczem quidditcha. Na szczęście Ginny znowu przejęła kafla i w końcu zdobyła pierwszego gola dla Gryffindoru. Tym razem poddali się euforii też Puchoni i Krukoni, a nad te krzyki wzbił się ogłuszający ryk kapelusza Luny. Słysząc go, aż podskoczyłam. Nie ja jedyna. Wtedy Malfoy po raz kolejny dostrzegł znicza. Harry poleciał za nim. Lecieli prawie pionowo. Kiedy byli już blisko ziemi, Draco w ostatniej chwili poderwał się w górę, a Potter ledwo uniknął zderzenia z murawą.
- Szukający Slytherinu wykonuje perfekcyjny zwód Wrońskiego! To niesamowite!
Nie podzielałam entuzjazmu Thomsona. Zacisnęłam tylko pięści. Jednak mecz trwał dalej. Ginny zdobyła jeszcze dwa gole dla Gryffindoru, ale Ślizgoni byli nie do pokonania. Zwłaszcza Green, która wykazywała teraz jak świetnie lata na miotle. Była szybka i zwinna. Mimo, że nie znam się na quidditchu wydawało mi się, że nadawałaby się na szukającego.
Było coraz gorzej. Gryffindor zdobył zaledwie czterdzieści punktów, a Slytherin miał już ich sto osiemdziesiąt. Ale to wcale nie było najgorsze. Potem wydarzyło się coś straszniejszego. Kiedy tłuczek mknął w stronę Georgea, ten odwrócił się w stronę krzyczącej coś do niego Ariadne. Wtedy metalowa piłka uderzyła go w plecy. Twarz Georgea wykrzywił grymas bólu, a chłopak z trudem utrzymał się na miotle. Cały Gryffindor był oburzony. Wszyscy zaczęli wykrzykiwać coś w stronę Green, która odleciała z miejsca wypadku z szerokim uśmiechem.
- Tym razem szukający naprawdę dostrzegli znicza! Pędzą w jego stronę! Slytherin ma przewagę stu czterdziestu punktów, więc jeśli Potter go złapie wygra Gryffindor!
Odwróciłam głowę w stronę Malfoya i Harry’ego. Oboje mknęli za złotą piłeczką. Ale mnie zainteresowało coś jeszcze. Ariadne Green widząc co się dzieje, wykopała kafla z rąk zdezorientowanej Ginny i strzeliła ostatniego gola w tym meczu.
- Green znowu zdobywa punkty dla Slytherinu! Teraz Gryfoni mogą jedynie zremisować! – krzyczał Thomson. Spojrzałam w stronę szukających. Harry wyciągał już dłoń po znicza. Wtedy wszystko zdarzyło się tak szybko. Nie minęła nawet minuta od gola zdobytego przez Green, a wszyscy ucichli. Mrugałam oczami. W osłupieniu wpatrywałam się w Malfoya. Rękę miał uniesioną wysoko w górę. Trzymał w niej znicza. Zanim wszystko do mnie dotarło, rozległ się ryk z trybun Slytherinu.
- To niesamowite – powiedział komentator, przebijając się przez wrzaski. – Draco Malfoy złapał znicza! Slytherin wygrywa trzysta czterdzieści do czterdziestu!
Ale ja już go nie słuchałam. Zbiegłam z trybun i wbiegłam na boisko. Podbiegłam do Freda, który właśnie wylądował na ziemi. Był zły, bardzo zły. Po chwili za nim wylądowała cała drużyna. Wszyscy podeszli do Ślizgonów. Wyjrzałam zza pleców Freda i zacisnęłam zęby. Green przytulała Dracona, wciąż wykrzykując:
- Wygraliśmy!
Dopiero po chwili zauważyli przeciwną drużynę. Malfoy stanął na przedzie i uśmiechnął się wrednie.
- Jak tam mecz? – zapytał prowokującym tonem.
- Zamknij się Malfoy – odparł Ron. Był cały czerwony na twarzy.
- Nie dziwię się, że przegraliście skoro macie w drużynie takie cioty – kontynuował Draco.
- Sam nią jesteś – powiedziała zdenerwowana Demelza Robins. Blondyn zaśmiał się cicho.
- My przynajmniej nie musimy oszukiwać, żeby wygrać – dodał George, patrząc na Green. Dziewczyna stanęła koło Dracona.
- I co, bolało? – spytała, udając przejęcie.
- To było nie fair.
- Co nie jest zabronione, jest dozwolone. Zresztą JA nie byłabym aż taka naiwna, by odwracać się gdy woła cię przeciwnik – powiedziała Ariadne specjalnie denerwując rudzielca. Patrzyłam na nią z nienawiścią. Jeśli kiedyś myślałam, że jest miła, to moje zdanie zmieniło się o jakieś sto osiemdziesiąt stopni. – Wygraliśmy, bo byliśmy lepsi – dodała po chwili milczenia Green. – I radzę się wam pogodzić z porażką. Bo na waszym miejscu nie liczyłabym na puchar.
Dziewczyna odwróciła się.
- Panowie – zwróciła się do reszty drużyny Ślizgonów – robimy imprezę!
I poszła do szatni. Ale zrobiła coś czego się nie spodziewałam. Przechodząc koło Georgea szepnęła:
- Przepraszam.
Szybkim krokiem odeszła, a na twarzy jednego z bliźniaków dostrzegłam osłupienie. Sama nie wiedziałam co myśleć o tej brązowowłosej Ślizgonce.
- Chodźmy już stąd – powiedział Fred ponuro i ruszył do szatni. Postanowiłam poczekać na nich w wieży, więc zaczęłam iść w stronę zamku. Kiedy przechodziłam koło szatni Ślizgonów, usłyszałam wesołe rozmowy. W tym momencie wyszedł stamtąd Draco Malfoy. Towarzyszyła mu Ariadne Green.
- …a ten zwód Wrońskiego – usłyszałam jej głos. Nie chciałam tego słuchać. Przyspieszyłam kroku. Szybko weszłam do zamku i wbiegłam po schodach na samą górę. Stanęłam przed portretem Grubej Damy.
- Czy to prawda? – spytała kobieta z obrazu. – Naprawdę przegrali?
Pokiwałam smutno głową. Jeszcze dzisiaj rano byłam pewna wygranej Gryffindoru, a stało się inaczej. Przejście otworzyło się. Gruba Dama przepuściła mnie, nawet nie pytając o hasło. Chyba też była w zbyt wielkim szoku po tym co usłyszała. Podeszłam do kominka i usiadłam na swoim ulubionym fotelu. Zapatrzyłam się w ogień i podparłam głowę ręką. Teraz nie pozostawało mi nic innego jak czekanie na powrót drużyny.
______________________________________

I jak? Zaskoczeni? Podoba się? Bo moim zdaniem nawet niezły.
Mam do was małą prośbę. Jeśli przeczytaliście ten rozdział to skomentujcie. Chciałabym wiedzieć ilu was to czyta. To dla mnie ważne.

Pozdrawiam wszystkich!

niedziela, 3 lutego 2013

ROZDZIAŁ 23


Wbiegłem do Pokoju Wspólnego i obudziłem moją drużynę Quidditcha własnym krzykiem.
- Wstawajcie lenie, za chwilę mecz!
Wszyscy już po kilku minutach stanęli przede mną.
- Idziemy na śniadanie – oznajmiłem im. rozejrzałem się po pokoju, bo nadal brakowało mi jednej osoby.
- Gdzie Green? - spytałem, ale nikt nie potrafił mi odpowiedzieć. Podszedłem do drzwi prowadzących do jej dormitorium i głośno zapukałem.
- Green! Wstawaj!
Brak odpowiedzi.
- GREEN! Kur…
Nie dokończyłem. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich wysoka brunetka. Miała już na sobie zieloną szatę do gry w quidditcha.
- Oj Draco – powiedziała cicho – nie wiesz, że nieładnie tak przeklinać?
Spojrzałem na nią spode łba.
- Idziemy – powiedziałem krótko i wyszedłem z lochów. Ruszyłem do Wielkiej Sali. Cała drużyna szła posłusznie za mną. Na twarzy Ariadne widniał uśmiech co bardzo mnie denerwowało. Otworzyłem wielkie wrota i wszedłem do sali. Wszystkie stoły były puste, nie licząc należącego do Gryfonów. Tam siedziało już kilku członków ich drużyny. Bez słowa zająłem miejsce na drugim końcu Wielkiej Sali i zacząłem jeść. Obok mnie usiadła Green. Dziewczyna nawet nie tknęła jedzenia. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Nie jestem głodna – odpowiedziała na moje nieme pytanie. – I nie, nie denerwuję się – dodała, widząc, że już otwieram usta żeby coś powiedzieć. Wzruszyłem tylko ramionami i skończyłem śniadanie. Poczekałem na resztę drużyny i razem ruszyliśmy w stronę boiska. Weszliśmy do szatni. Ponieważ Ariadne była już przebrana, podeszła do wejścia na boisko.
- Mocno świeci słońce – powiedziała do mnie. – Będzie ci trudno wypatrzeć znicza.
Prychnąłem głośno.
- Masz mnie za idiotę? – spytałem, a dziewczyna uśmiechnęła się.
- Kto wie, kto wie –szepnęła, a ja spojrzałem na nią morderczo.
- Dobra, skupcie się – zwróciłem się do drużyny, gdy wszyscy się przebrali. – W tym roku zmiażdżymy Gryfonów. Mamy lepsza drużynę, do tego więcej trenowaliśmy. Dobra, a teraz taktyka. Ja zajmę się Potterem.  Ridgwey i Carrow, wy bierzecie ich ścigających. Z resztą jakoś sobie poradzimy.
Zerknąłem na Ariadne, która uśmiechała się złowieszczo.
- Ja mogę zająć się Georgem Weasleyem – mruknęła cicho, tak żebym tylko ja ją usłyszał. Skinąłem głową na znak zgody i podszedłem do wyjścia z szatni. Trybuny były już zapełnione, a przy stanowisku komentatora stał jakiś Krukon. Z daleka nie potrafiłem go rozpoznać.
- Panie i panowie – zaczął komentator, a ja poznałem jego głos. Był to Barney Thomson, ścigający Krukonów. – I na boisku pojawiła się już drużyna Gryffindoru. Thomas, Robins, Weasley, Weasley, Weasley, Weasley iiiii… Potter!
Rozległy się głośne brawa. Dopiero teraz zauważyłem, że ponad połowa ich drużyny składa się z Weasleyów.
- A teraz na boisko wchodzi drużyna Ślizgonów! Ridgwey, Carrow, Pucey, Vaisey, Green iiiiii… Malfoy!
Kiedy komentator wymówił moje nazwisko, przez całe trybuny przeszedł ogłuszający pisk. Uśmiechnąłem się pod nosem i pewnym krokiem wkroczyłem na murawę. Kątem oka zauważyłem, że cała damska część widowni patrzy się na mnie, a męska na Ariadne. Podszedłem do dziewczyny i objąłem ramieniem.
- Nie zawal tego, Green – szepnąłem jej do ucha, na co brunetka odpowiedziała morderczym spojrzeniem.
- Sam tego nie zawal – odpowiedziała równie cicho i odeszła na bok. Uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem na sam przód.
- Kapitanowie, uściśnijcie sobie dłonie – rozkazała nam pani Hooch. Popatrzyłem w oczy Potterowi. Ten wyciągnął dłoń w moją stronę.  Niechętnie ja uścisnąłem, miażdżąc mu przy tym palce. Poczułem jak Gryfon robi dokładnie to samo. Po chwili się puściliśmy. Zerknąłem na prawo. Stała tam Ariadne. Uśmiechała się szeroko. Poruszała ustami jakby mówiła „Wygramy to”.  Przeniosłem wzrok na nauczycielkę, która wypóściła znicza i tłuczki i zagwizdała głośno, podrzucając przy tym kafla wysoko w górę. Momentalnie się odbiłem od twardej ziemi.
- I wystartowali! – krzyknął Thomson. – Green przejmuje kafla i robi bezbłędny unik przed nadlatującym tłuczkiem. Wymija po kolei zawodników z Gryffindoru. Rzuca do Puceya, który podaje do Vaideya. Ten rzuca do Green, która jest już przy pętlach. Strzela iiii… Gol dla Slytherinu!
Rozległy się głośne wiwaty z trybun zajętych przez Ślizgonów. Uśmiechnąłem się pod nosem. W tym czasie zdążyłem już wznieść się wysoko ponad grających. Postanowiłem wypatrywać znicza z góry. Zauważyłem, że Potter zrobił dokładnie tak samo. Obserwowałem z uwagą boisko, wypatrując złotego błysku.
- Kafla przejmuje Ginny Weasley. Podaje do Thomasa, który z ledwością unika tłuczka. Wymija ścigających Slytherinu, strzela iiiii… Wilson obronił!
Popatrzyłem z uśmiechem w stronę Jeremiego, który podał kafla do Puceya. Nagle ujrzałem złoty błysk przy pętlach. Od razu zanurkowałem. Potter musiał również to zobaczyć, bo był tuż za mną.
- Szukający Slytherinu chyba zobaczył znicza! – ogłosił Thomson. Usłyszałem szmer na widowni. Starałem się nie patrzeć w tył, by nie stracić z oczy małej, złotej piłeczki. Byłem już bardzo blisko, wyciągnąłem rękę i…
- Draco, uważaj! – usłyszałem głos Ariadne i automatycznie schyliłem głowę. Tłuczek przeleciał tuż nad nią. Potter też uniknął styczności z nim w ostatniej chwili. Kiedy odwróciłem się, znicza już nie było. Zobaczyłem za to sylwetkę brązowowłosej dziewczyny. Mknęła w stronę pętli przeciwników, z łatwością ich wymijając. Wzniosłem się w górę.
- Kolejny gol dal Slytherinu! – krzyknął Barney. – Widzę, że Gryfonom nie będzie łatwo wygrać w tym meczu!
Uśmiechnąłem się triumfalnie. Wzniosłem się jeszcze wyżej.
- Green znowu ma kafla. Coś mi się wydaje, że ta dziewczyna jest nie do pokonania! Podaje do Puceya, ten do Vaiseya, który strzela iiii… WEASLEY OBRONIŁ!!!
Ryk z trybun Gryffindoru był naprawdę ogłuszający.
- Teraz przy piłce jest Gryffindor! Robins podaje do Weasley, która strzela iiii… gol dla Gryfonów!
Kolejny ryk mnie ogłuszył. Tym razem nie krzyczeli tylko Gryfoni. Dołączyli do nich Krukoni i Puchoni. Zerknąłem na Pottera. Postanowiłem wykorzystać paskudną sztuczkę. Zanurkowałem. Z radością zorientowałem się, że Potter też to zrobił.
- Szukający chyba znowu coś dostrzegli! Malfoy nurkuje z niesamowitą prędkością! Potter go goni!
Nie słuchałem komentatora. Widziałem tylko ten kawałek zielonej ziemi przed sobą. Gdy byłem już niebezpiecznie blisko trawy, poderwałem się do góry, w ostatniej chwili unikając zderzenia z twardą powierzchnią. Potter zdążył jedynie Obrócić swoją miotłę do pozycji poziomej, ale otarł się nogami o ziemię. Sądzę, że było to bolesne. Tym bardziej przy takiej prędkości.
- Szukający Slytherinu wykonuje perfekcyjny zwód Wrońskiego! To niesamowite!
Do moich uszu dotarł ryk wściekłych Gryfonów, skierowany w moją stronę. Uśmiechnąłem się złośliwie. Podleciałem w pobliże naszych pętli, byłem trochę nad nimi. Mogłem stamtąd doskonale obserwować całe boisko. Postanowiłem podlecieć bardziej na środek. Szło nam świetnie. Okazało się, że Ariadne jest o wiele lepsza niż sądziłem. Po pół godziny prowadziliśmy już stoma punktami. Zbliżyłem się do Green.
- Czemu nie mówiłaś, że jesteś taka dobra? – spytałem ją. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się.
- A jestem? – odkrzyknęła i w jednej chwili skupiła wzrok na Georgeu Weasleyu. W jego stronę pędził tłuczek. Kiedy był już blisko, Ariadne krzyknęła:
- EJ, GEORGE!
Słysząc swoje imię, chłopak odwrócił głowę w jej stronę. Wtedy tłuczek trafił go w plecy. Zobaczyłem grymas bólu na jego twarzy. Nie był to jednak faul.
- Tłuczek trafia Gryfońskiego pałkarza!
Kolejny ryk wściekłości doszedł do moich uszu. Tylko, że tym razem był on skierowany w stronę Green. Dziewczyna zdążyła już odlecieć i zdobyć kolejnego gola. Wzniosłem się trochę wyżej. Gryfoni zdobyli zaledwie czterdzieści punktów podczas tego meczu. Mieliśmy już przewagę stu czterdziestu punktów. Nie wiem kiedy je zdobyliśmy. I wtedy to się stało;. Po raz drugi dostrzegłem złotą plamkę po drugiej stronie boiska. Potter też ją dostrzegł. Był bliżej znicza ode mnie. Przyspieszyłem.
- Tym razem szukający naprawdę dostrzegli znicza! Pędzą w jego stronę! Slytherin ma przewagę stu czterdziestu punktów, więc jeśli Potter go złapie wygra Gryffindor!
Ja już go nie słuchałem. Miałem tylko jeden cel. Złapać znicza przed Potterem.

***

(Ariadne Green)
Kiedy usłyszałam słowa komentatora, od razu spojrzałam w stronę Dracona. Był dalej od znicza niż Potter. Natychmiast zareagowałam. Zobaczyłam, że Ginny Weasley ma kafla. Popędziłam w jej kierunku. Szybko ją dogoniłam. Byłam teraz pod dziewczyną. Bez zastanowienia podleciałam do niej od dołu i wykopałam jej kafla. Szybko go złapałam. Musiałam zdobyć ten punkt. Od tego zależało wszystko. Byłam tuż przed pentlami. Rzuciłam iii… trafiłam w sam środek. Minęło zaledwie pół minuty i usłyszałam ogłuszający krzyk publiczności. Mecz skończony.
____________________________________

Witajcie! Najpierw ten rozdział miał wyglądać inaczej, ale na końcu zmieniłam zdanie. Pomyślałam sobie wrednie: Niech się zastanawiają czy Ślizgoni wygrali ten mecz czy zremisowali. Stworzyłam nawet ankietę, żeby poznać wasze opinie na ten temat :D Ale nie martwcie się, postanowiłam, że kolejny rozdział będzie za tydzien, nie za dwa, ale to tylko wyjątek żeby długo was w niepewności nie trzymać.

Pozdrawiam wszystkich!