Witajcie. Chciałam życzyć wszystkim wesołyh i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, wspaniałych pierogów i mnóstwa prezentów. niech przyniesie je wam św. Mikołaj czy ktoś inny i niech będą takie o jakich marzyliście. Życzę wam weny, mnóstwa odwiedzin, wspaniałych pomysłów i miłych komentarzy!
Nie wiem czy zdołam dodać jeszcze w tym roku notkę, bo po jutrze wyjeżdżam. Życzę więc od razu Szczęśliwego Nowego Roku! Najprawdopodobniej widzimy się dopiero w styczniu. Niestety.
Jeszcze raz wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku życzy wam
Hermiona :D
P.S. Zapraszam na podstronkę O autorce. Możecie tam zadawać mi różne pytania i się czegoś o mnie dowiedzieć
poniedziałek, 24 grudnia 2012
czwartek, 13 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 20
Przepraszam za opóźnienie, ale nie miałam zbytnio czasu i możliwości do napisania tego.
_____________________________
Kiedy tylko transmutacja się skończyła, pospiesznie opuściłam klasę. Wręcz z niej wybiegłam.
Dziś trochę tego jest :D
Pozdrawiam
_____________________________
Kiedy tylko transmutacja się skończyła, pospiesznie opuściłam klasę. Wręcz z niej wybiegłam.
-Hermiono! –usłyszałam za sobą czyjś krzyk. Odwróciłam się,
a pierwsze co zobaczyłam to ruda czupryna.
-Hermiono, czego od ciebie chciał Malfoy? Wtedy na lekcji? –spytał
Fred, patrząc na mnie. Na jego twarzy widać było zazdrość. Przez chwilę
milczałam, nie wiedząc czy powiedzieć mu prawdę czy też skłamać. W końcu
zdecydowałam się na to drugą opcję.
-Wkurzyć mnie chciał –powiedziałam wzburzonym głosem, udają,
że powstrzymuję się od wybuchu. –I mu się cholera udało!
To ostatnie zdanie wykrzyczałam na cały korytarz. Udawałam zezłoszczoną i chyba całkiem nieźle mi to szło. Fred tylko na mnie spojrzał swoimi zielonymi oczami. Po chwili podszedł do mnie i mocno przytulił.
To ostatnie zdanie wykrzyczałam na cały korytarz. Udawałam zezłoszczoną i chyba całkiem nieźle mi to szło. Fred tylko na mnie spojrzał swoimi zielonymi oczami. Po chwili podszedł do mnie i mocno przytulił.
-Wierzę ci –powiedział z ufnością, a ja poczułam wstyd, że
go okłamuję. Tylko zacisnęłam zęby. Nie chciałam, żeby niepotrzebnie się
denerwował.
-Przyjdziesz dzisiaj na mój trening? –spytał Fred po chwili
milczenia.
-Przyjdę –odparłam z rezygnacją. Na twarzy rudzielca pojawił
się piękny, łobuzerski uśmiech. Z radością go odwzajemniłam. Przynajmniej jest
szczęśliwy. Chociaż to jedno.
Chłopak nagle przyciągnął mnie do siebie i pocałował w usta.
Przez chwilę trwałam tak, a nic wokół mnie się nie liczyło. Byłam tylko ja i
Fred. Czułam na sobie dotyk jego miękkich ust, jego dłoń we swoich włosach.
Mogłabym tak trwać i trwać, ale delikatnie się odsunęłam od rudzielca.
-Za chwilę zacznie się obrona przed czarną magią
–powiedziałam do chłopaka. –Musimy iść –uśmiechnęłam się do Weasleya smutno.
Ten wziął mnie za rękę i spojrzał w moje orzechowe oczy.
-No to chodźmy –powiedział i pociągnął mnie w stronę sali.
Lekcja zaczęła się w miarę normalnie. Profesorka wpuściła
nas do sali, a sama stanęła przy biurku.
-Dziś zajmiemy się najgorszymi dziedzinami czarnej magii.
Wielu znakomitych czarodziejów od wieków zadawało sobie jedno i to samo
pytanie. Jak osiągnąć nieśmiertelność?
Nauczycielka rozejrzała się po sali. Uczniowie zaczęli nagle
słuchać jej słów z wielką uwagą.
-Macie może jakieś propozycje? –spytała z zachęcającym
uśmiechem. Moja ręka wystrzeliła w górę z zadziwiającą szybkością, ale Sanchez
to zignorowała. Zdąrzyła się przyzwyczaić, że znam opowiedź na każde pytanie
nauczycielki.
-Tak panno Patil?
-Kamień filozoficzny –odpowiedziała Parvati bez wahania.
Nauczycielka uśmiechnęła się do niej.
-Bardzo dobrze. Kamień filozoficzny. W całej znanej nam
historii tylko Nicolasowi Flamelowi udało się go stworzyć, ale i tak został on
zniszczony ponad sześć lat temu. Inne pomysły?
Zobaczyłam, że Harry niepewnie podniósł dłoń. To właśnie
jego wskazała Sanchez do odpowiedzi mimo, że moja ręka już od dawna sterczała w
górze.
-Insygnia Śmierci –powiedział Harry. Myślałam, że powie coś
innego, poda inną nazwę, ale się myliłam.
-Dobrze panie Potter, ale tutaj wchodzimy tylko w strefę
domysłów i wyobrażeń. Osobiście jestem
zdania, że te przedmioty istnieją, ale nie jestem pewna czy naprawdę
dają nieśmiertelność. Może jeszcze jakieś pomysły?
Znowu podniosłam rękę.
-Daj sobie spokój, Granger –usłyszałam lodowaty głos z boku.
–I tak cię nie zapyta.
-Zamknij się, Malfoy.
Ale jakby na potwierdzenie jego słów Sanchez powiedziała:
-Tak panno Green?
-Horkruksy –odpowiedziała wywołana. Otworzyłam szerzej oczy.
Nie spodziewałam się tego po Ariadne, no i nie sądziłam, że jeszcze jacyś
uczniowie wiedzą o tym. W końcu jest to temat ZAKAZANY.
-Dokładnie. Horkruksy. Czekałam aż ktoś to powie. I to
właśnie jest tematem naszej dzisiejszej lekcji. A więc, panno Green, na pewno
wiesz co to są horkruksy –zwróciła się do niej nauczycielka.
-Oczywiście –odparła bez wahania Ariadne. –Horkruksy to…
-Przepraszam bardzo –przerwałam nieśmiało wypowiedź
dziewczyny. –Ale czy horkruksy nie są
tematem ZAKAZANYM? –spytałam, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
-Ależ oczywiście panno Granger –Sanchez potwierdziła moje słowa. –Ale czasy się
zmieniły i profesor McGonagall stwierdziła, że powinniście posiadać
przynajmniej podstawową wiedzę na ich temat. Proszę kontynuować –to ostatnie
było skierowane oczywiście do Ariadne.
-Horkruksy to przedmioty w których, za pomocą zaklęcia,
została ukryta cząstka duszy czarodzieja. Dopóki taki przedmiot istnieje, nie
można zabić danej osoby do której ta cząstka duszy należy. Takie horkruksy nie
jest łatwo zniszczyć. Działają na nie wyjątkowo rzadkie trucizny jak,
chociażby, jad bazyliszka czy kobry wegańskiej. Istnieją też zaklęcia za pomocą
których można zniszczyć horkruksa. Jednym z tych zaklęć jest Szatańska Pożoga i
Całun Śmierci.
-Bardzo dobrze panno Green. Slytherin dostaje dwadzieścia
punktów.
Zacisnęłam ręce ze złości. To ja chciałam zdobyć te punkty.
Kątem oka zauważyłam, że George patrzy się na Green z uśmiechem, a Ariadne go
odwzajemnia. Zacisnęłam tylko usta i przeniosłam wzrok na nauczycielkę.
-Co powinniście wiedzieć o horkruksach? Że są one bardzo
NIEBEZPIECZNE. Kiedy jakaś osoba zbliża się do takiego przedmiotu, może on
czerpać z niej energię, wysysać życie z danej istoty, a samemu stawać się
silniejszym, a nawet stworzyc własne ciało. Nie chodzi tu o kontakt fizyczny –powiedziała
szybko Sanchez, widząc jak niektórzy otwierają usta. –Tu chodzi o kontakt
duchowy. Jeśli w dany przedmiot przelejemy nasze słabości, nasze wspomnienia,
to może on przejąć kontrolę nad naszym umysłem. Cząstka duszy żyjąca w
przedmiocie będzie nami kierowała, opęta nasz umysł. Lord Voldemort używał
horkruksów i jako jedyny stworzył ich aż osiem. Jeden przypadkowo. Liczę je
łącznie z kawałkiem w jego ciele, tak dla ścisłości.
Słuchałam tej wypowiedzi tylko z przyzwyczajenia. Wszystko
to wiedziała doskonale.
-A jakie przedmioty były horkruksami Voldemorta? –spytała
bliżej nieokreślona osoba.
-Myślę, że z tym pytaniem śmiało możecie kierować się do
pana Harry’ego Pottera, Ronalda Weasleya i panny Hermiony Granger.
Twarze wszystkich uczniów zwróciły się w naszą stronę.
-Ale mogę wam to powiedzieć. O szczegóły dopytacie się na
przerwie, nie teraz –powiedziała nauczycielka, słysząc szepty. –Horkruksami
Lorda Voldemorta był stary dziennik, jego wąż, Nagini, pierścień jego dziadka,
Marvola Gnauta, złota czarka Helgi Huffelpuff, naszyjnik Salazara Slytherina,
zaginiony diadem Roveny Ravenclow i… Harry Potter.
Ostatnie słowa wywołały istny harmider. Rozpoczęły się żywe
dyskusje na ten temat, ale Sanchez skutecznie wszystkich uciszyła.
Był wieczór, a ja leżałam na łóżku w swoim dormitorium i
myślałam. O czym? O całym dzisiejszym dniu. O treningu quidditcha, o Fredzie
wspaniale latającym na miotle i z niesamowitą siłą odbijającym tłuczki. O
naszym dzisiejszym pocałunku. Jednak najbardziej zastanawiało mnie zdanie,
które wypowiedział Malfoy. „Jesteś całkiem niezła jak na szlamę”. O co mu
chodziło? O to, że świetnie czaruję? A może o wygląd? Nie, to jakiś absurd.
Malfoy na pewno nie miał na myśli wyglądu. Ale im dłużej się nad tym
zastanawiałam, tym większe mnie ogarniały wątpliwości. Bo jeśli jednak chciał
powiedzieć, że jestem ładna? Granger, opanuj się, to przecież Draco Malfoy, on
nigdy nie myśli o tobie miło! Z jednym wyjątkiem.
Wzdycham i wywracam oczami. Coraz bardziej przypominam te
wszystkie idiotki co tylko myślą o wyglądzie i latają za chłopakami. Ale mimo
wszystko jednego jestem pewna. Draco Malfoy po raz pierwszy w życiu powiedział
mi komplement.
***
Kiedy tylko lekcja się skończyła,
Granger wyleciała z sali transmutacji jakby ją ktoś gonił. Uśmiechnąłem się
tylko pod nosem. Nie trudno było zauważyć, że coś, albo ktoś, wyprowadził
dziewczynę z równowagi. A najlepsze w tym wszystkim było to, że tym kimś byłem
właśnie ja, Draco Malfoy.
-Smoku, wiesz co się stało naszej drogiej szlamie? –spytał
mnie Zabini zaraz po lekcji.
-Skąd ja mam niby to wiedzieć? –zapytałem go, udając
zdziwienie.
-No wiesz –zaczął Ślizgon z uśmiechem. –Widziałem waszą
rozmowę.
Popatrzyłem na niego z rozbawieniem.
-Nie no, Blaise, nie myślisz chyba, że mi się podoba ta
głupia szlama? –spytałem go, chociaż sam nie byłem do końca pewny odpowiedzi.
Przynajmniej sobie wmawiałem, że tak nie jest.
-Wcale nie mówiłem, że ci się podoba –odparł szybko chłopak
i uniósł dłonie w geście obrony. –Tylko, że Granger coś się zmieniła ostatnie.
Wyładniała i zaczęła się normalniej ubierać. Aż sam zwróciłem na to uwagę.
W duchu przyznałem rację Zabiniemu. Sam wiele razy myślałem
o zmianach jakie zaszły w Gryfonce. Nie tylko tych zewnętrznych, ale również
zmianach w psychice. Nagle z tej wiecznie kogoś upominającej i ciągle
narzekającej pani prefekt, stała się normalną w miarę wyluzowaną dziewczyną.
Było to tak zadziwiające, że nie było opcji nie zauważyć tych zmian. A co do
wyglądu. Hermiona Granger po prostu dojrzała.
Wraz z Zabinim skręciliśmy w korytarz prowadzący do sali od
obrony przed czarną magią. To właśnie miała być nasza następna lekcja. Stanęliśmy
przed drzwiami wśród tłumu innych uczniów. Wrota się otworzyły i stanęła w nich
profesorka.
-Wejdźcie –powiedziała z uśmiechem. Uczniowie niechętnie
przekroczyli próg i zajęli swoje miejsca. Powlokłem się do jednej z ławek i
usiadłem koło Granger. czułem, że ta lekcja do najprzyjemniejszych należeć nie
będzie.
-Dziś zajmiemy się najgorszymi dziedzinami czarnej magii.
Wielu znakomitych czarodziejów od wieków zadawało sobie jedno i to samo
pytanie. Jak osiągnąć nieśmiertelność?
Nauczycielka rozejrzała się po sali. Uczniowie zaczęli nagle
słuchać jej słów z wielką uwagą.
-Macie może jakieś propozycje? –spytała z zachęcającym
uśmiechem. Ręka siedzącej obok mnie Granger wystrzeliła w górę z zadziwiającą
szybkością, ale Sanchez to zignorowała. Wolała zapytać inne osoby.
-Tak panno Patil?
-Kamień filozoficzny –odpowiedziała Parvati bez wahania.
Nauczycielka uśmiechnęła się do niej.
-Bardzo dobrze. Kamień filozoficzny. W całej znanej nam
historii tylko Nicolasowi Flamelowi udało się go stworzyć, ale i tak został on
zniszczony ponad sześć lat temu. Inne pomysły?
Zobaczyłem, że Potter niepewnie podniósł dłoń. Uniosłem brwi.
Co on może wiedzieć o nieśmiertelności?
-Insygnia Śmierci –powiedział Harry. Tylko czym do cholery
są te insygnia?!
-Dobrze panie Potter, ale tutaj wchodzimy tylko w strefę
domysłów i wyobrażeń. Osobiście jestem
zdania, że te przedmioty istnieją, ale nie jestem pewna czy naprawdę
dają nieśmiertelność. Może jeszcze jakieś pomysły?
Granger znowu podniosła rękę z nadzieją, że ją teraz zapyta
nauczycielka.
-Daj sobie spokój, Granger –mruknąłem lodowato. –I tak cię
nie zapyta.
-Zamknij się, Malfoy.
Ale jakby na potwierdzenie moich słów Sanchez powiedziała:
-Tak panno Green?
-Horkruksy –odpowiedziała wywołana. Otworzyłem szerzej oczy.
Że co?! Jakie horkru… Co to w ogóle jest?
-Dokładnie. Horkruksy. Czekałam aż ktoś to powie. I to
właśnie jest tematem naszej dzisiejszej lekcji. A więc, panno Green, na pewno
wiesz co to są horkruksy –zwróciła się do niej nauczycielka.
-Oczywiście –odparła bez wahania Ariadne. –Horkruksy to…
-Przepraszam bardzo –Hermiona przerwała nieśmiało wypowiedź
dziewczyny. –Ale czy horkruksy nie są
tematem ZAKAZANYM? –spytała, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
-Ależ oczywiście panno Granger –Sanchez potwierdziła tylko słowa Gryfonki. –Ale czasy
się zmieniły i profesor McGonagall stwierdziła, że powinniście posiadać
przynajmniej podstawową wiedzę na ich temat. Proszę kontynuować –to ostatnie
było skierowane oczywiście do Ariadne.
-Horkruksy to przedmioty w których, za pomocą zaklęcia,
została ukryta cząstka duszy czarodzieja. Dopóki taki przedmiot istnieje, nie
można zabić danej osoby do której ta cząstka duszy należy. Takie horkruksy nie
jest łatwo zniszczyć. Działają na nie wyjątkowo rzadkie trucizny jak,
chociażby, jad bazyliszka czy kobry wegańskiej. Istnieją też zaklęcia za pomocą
których można zniszczyć horkruksa. Jednym z tych zaklęć jest Szatańska Pożoga i
Całun Śmierci.
-Bardzo dobrze panno Green. Slytherin dostaje dwadzieścia
punktów.
Zobaczyłem, że Granger zacisnęła pięści ze złości. Zaśmiałem
się cicho.
-Co powinniście wiedzieć o horkruksach? Że są one bardzo
NIEBEZPIECZNE. Kiedy jakaś osoba zbliża się do takiego przedmiotu, może on
czerpać z niej energię, wysysać życie z danej istoty, a samemu stawać się
silniejszym, a nawet stworzyc własne ciało. Nie chodzi tu o kontakt fizyczny –powiedziała
szybko Sanchez, widząc jak niektórzy otwierają usta. –Tu chodzi o kontakt
duchowy. Jeśli w dany przedmiot przelejemy nasze słabości, nasze wspomnienia,
to może on przejąć kontrolę nad naszym umysłem. Cząstka duszy żyjąca w
przedmiocie będzie nami kierowała, opęta nasz umysł. Lord Voldemort używał
horkruksów i jako jedyny stworzył ich aż osiem. Jeden przypadkowo. Liczę je
łącznie z kawałkiem w jego ciele, tak dla ścisłości.
Ziewnąłem szeroko. Co za nudy.
-A jakie przedmioty były horkruksami Voldemorta? –spytała
bliżej nieokreślona osoba. Podniosłem głowę. Dobre pytanie.
-Myślę, że z tym pytaniem śmiało możecie kierować się do
pana Harry’ego Pottera, Ronalda Weasleya i panny Hermiony Granger.
Twarze wszystkich uczniów zwróciły się w ich stronę. Prawie wszystkie.
-Ale mogę wam to powiedzieć. O szczegóły dopytacie się na
przerwie, nie teraz –powiedziała nauczycielka, słysząc szepty. –Horkruksami
Lorda Voldemorta był stary dziennik, jego wąż, Nagini, pierścień jego dziadka,
Marvola Gnauta, złota czarka Helgi Huffelpuff, naszyjnik Salazara Slytherina,
zaginiony diadem Roveny Ravenclow i… Harry Potter.
Na te ostatnie słowa lekko się podniosłem. Tylko, że Sanchez
nie chciała powiedzieć nic więcej na ten temat. Położyłem się na podręczniku i
myślałem o nadchodzącym meczu quidditcha.
Po lekcji powoli wstałem i się spakowałem. Wraz z Zabinim
wyszedłem z sali. Podczas wywodu Sanchez na temat tych horkrucośtam zapadłem w
drzemkę i byłem nie do końca przytomny.
-Co myślisz o tych całych horkruksach? –spytał mnie Blaise,
kiedy wyszliśmy z sali. Spojrzałem na niego z głupim wyrazem twarzy. Tak naprawdę
nie miałem pojęcia co przed chwią powiedział.
-Stary –odezwałem się sennym głosem. –Ja w ogóle nie myślę. Nie
wyspałem się.
-Co, lekcja za krótka? –zapytał Zabini z uśmiechem.
-O kilka godzin za krótka –odparłem, ziewając.
Nagle stanąłem jak wryty. To co zobaczyłem zadziałało jak
kubeł zimnej wody.
-Co się stało? –spytał od razu Blaise.
-Czy ja mam zwidy, czy tam stoi Ariadne i gada z Weasleyem? –spytałem
niezbyt pewnie. Byłem pewny, że to zwidy, z powodu niewyspania.
Zabini odwrócił się we wskazywaną stronę i zaklnął głośno.
-Mówiłeś serio –powiedział, a na jego twarzy widać było
wielkie zdziwienie. Pod ścianą stała Ariadne i z uśmiechem rozmawiała z Georgem
Weasleyem.
-Ja już sobie pójdę –powiedział Blaise ze złością. Nawet nie
zwróciłem na niego uwagi. Podszedłem do brunetki.
-Możemy pogadać? –spytałem ją. W odpowiedzi Green tylko
kiwnęła głową.
-Zobaczymy się później –powiedziała jeszcze do Georgea i
odeszła.
-Co ty robisz?! Zapytałem ją, gdy tylko rudzielec zniknął mi
z oczu.
-To gadanie jest już zabronione? –spytała niezbyt miło
dziewczyna.
-Nie twierdzę, że jest, ale akurat z NIM?!
Ariadne tylko westchnęła i spojrzała w bok. Przez chwilę
milczała, a kiedy przemówiła głos miała spokojny, ale lekko zniecierpliwiony.
-To chcesz wiedzieć jaką mają taktykę czy nie?
______________________________Dziś trochę tego jest :D
Pozdrawiam
poniedziałek, 3 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 19
Bardzo przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale przechodziłam przez mały jesienny kryzys. Pomysł na rozdział miałam, ale nie potrafiłam tego napisać. Więc proszę, wybaczcie mi to, błagam!
_________________________________
Siedziałam w Wielkiej Sali przy stole Gryffindoru. Jedną ręką podpierałam głowę, drugą grzebałam widelcem w talerzu. Byłam tak śpiąca, że nie miałam nawet siły jeść. W nocy nie mogłam zasnąć. Kiedy tylko mi się to udało, obudziłam się ze strasznego koszmaru, zlana potem i przerażona. Ręce mi się trzęsły, nie potrafiłam się uspokoić. Sen już zapomniałam. Na szczęście.
Rozdział trochę dłuższy nż zwykle, mam nadzieję, że was to cieszy. Zapraszam wszystkich do polubienia mojej stronki na facebooku. Znajdują się an niej informacje o moich pięciu blogach. Zaparaszam KLIK
Pozdrawiam wszystkich czytelników
_________________________________
Siedziałam w Wielkiej Sali przy stole Gryffindoru. Jedną ręką podpierałam głowę, drugą grzebałam widelcem w talerzu. Byłam tak śpiąca, że nie miałam nawet siły jeść. W nocy nie mogłam zasnąć. Kiedy tylko mi się to udało, obudziłam się ze strasznego koszmaru, zlana potem i przerażona. Ręce mi się trzęsły, nie potrafiłam się uspokoić. Sen już zapomniałam. Na szczęście.
-Cześć Miona.
Powoli uniosłam głowę i odwróciłam się.
-Cześć Harry –powiedziałam cicho, ziewając. Chłopak usiadł
koło mnie. Zauważyłam, że ma bardzo ponury nastrój.
-Rozmawiałeś z Ginny? –spytałam go. Przez chwilę chłopak nie
odpowiadał.
-Rozmawiałem –powiedział w końcu.
-Iii?
-Iii?
Zapanowała cisza. Wpatrywałam się w Pottera, oczekując
odpowiedzi. Kiedy minęła minuta, a chłopak wciąż nic nie mówił, zaczęłam się niepokoić.
-Harry?
-I nic Hermiono! Nic! –wybuchł brunet. –Ona nawet nie
chciała mnie wysłuchać. Powiedziała, że nie potrzebuje moich przeprosin.
Harry ukrył twarz w dłoniach. Wpatrywałam się w niego z
niedowierzaniem. Byłam w szoku. Nie, to niemożliwe! Przecież jeszcze dwa dni
temu Ginny była załamana, bo Harry się nie zjawił, a teraz? Tak po prostu
odrzuca jego przeprosiny? Nie, to nie może być prawdą.
Otworzyłam usta żeby coś powiedzieć. Wtedy do Wielkiej Sali
weszła rudowłosa dziewczyna. Kiedy zobaczyła mnie i Harry’ego, odwróciła się i
ruszyła do wyjścia. Wstałam i szybko ją dogoniłam.
-Ginny, poczekaj! –zawołałam. Dziewczyna się dowróciła.
–Ginny, coś ty zrobiła? –spytałam ją, kiedy byłam obok niej. Po minie Rudej
wiedziałam, że nie ma ochoty rozmawiać na ten temat. –Ginny, odpowiedz mi!
-Ja nie wiem Hermiono co ja zrobiłam! –krzyknęła po chwili.
–Nie wiem! Ja nie chciałam tego powiedzieć. Sama byłam zdziwiona –Ginny na
chwilę zamilkła. Ukryła twarz w dłoniach. –Jestem beznadziejna.
Popatrzyłam na przyjaciółkę ze współczuciem. Nie potrafiłam
patrzeć jak cierpi.
-Nie martw się. Będzie dobrze.
Objęłam ją ramiem.
-Idź coś zjeść.
Ginny kiwnęła mi na zgodę i weszła do Wielkiej Sali.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. To trzeba mieć prawdziwego pecha, żeby coś
takiego się zdarzyło.
Poszłam do swojego dormitorium po książki i ruszyłam do sali
od transmutacji. Ku mojemu zdziwieniu stał tam Harry. Był sam. Miałam ochotę do
niego podejść, wytłumaczyć mu co się stało, ale wiedziałam, że tę sprawę Ginny
musi załatwić sama.
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich profesor McGonagall.
-Wejdźcie –powiedziała chłodno. Uczniowie bez słowa weszli
do sali i zajęli miejsca.
-Dzisiaj zajmiemy się transmutacją ludzką. Teoria była już w
szóstej klasie, więc sprawdzę co pamiętacie.
Wszyscy zaczęli się rozglądać po klasie. Chyba nikt oprócz
mnie nie pamiętał materiału z poprzedniego roku.
-Jak brzmi pierwsza zasada Montekiego?
Moja wyćwiczona ręka wystrzeliła w górę z zadziwiającą
prędkością. Reszta uczniów popatrzyła na mnie ze znudzeniem. Co roku lekcje
wyglądały tak samo. To znaczy, że wszyscy czekali aż odpowiem nauczycielom na
pytania.
-Tak panno Granger?
-Pierwsza zasada Montekiego mówi, że każdy przedmiot bądź
zwierzę można przemienić tylko w coś o taki samo lub mniej złożonej budowie
–wyrecytowałam z pamięci. –Ta zasada jest błędna –dodałam po chwili.
-Dobrze. Pięć punktów dla Gryffindoru. Tak jak wspomniała
panna Granger zasada ta została obalona. Jeden z najmądrzejszych czarodziejów
czasów starożytnych, Dekracjusz, zamienił stół w krowę i tym samym zaprzeczył
zasadzie ustanowionej przez Montekiego, bo według niego taki czyn był
niemożliwy. Uczymy się tej zasady tylko dlatego, iż może się ona pojawić na
OWUTEMach.
Wszyscy uczniowie popatrzyli się na siebie ponuro. Jestem
pewna, że większość z nich w ogóle nie zna teorii transmutacji, a przecież to
jest banalnie proste.
-Ale waszym zadaniem na tej lekcji jest zmiana własnej dłoni
w szczypce raka. Nie jest to takie trudne, więc nie patrzcie tak na mnie. Do
dzieła.
Od razu złapałam za różdżkę i zaczęłam ćwiczyć zaklęcie. Za
piątym razem nastąpiła zmiana, bo moja dłoń nie przypominała już dłoni. Zamiast
niej z ramienia wyrastały mi piękne, czerwone szczypce raka, takie jakie rysują
w mugolskich bajkach dla dzieci.
-Proszę zobaczyć, pannie Granger się udało –odezwała się
nauczycielka. Głowy wszystkich zebranych zwróciły się w moją stronę. –Brawo.
Dziesięć punktów dla Gryffindoru.
Uśmiechnęłam się lekko. Bardzo lubię gdy nauczyciele mnie
chwalą. Pokazuje też wtedy wszystkim Ślizgonom, że pochodzenie jest nie ważne,
że do czarowania trzeba mieć talent oraz być inteligentnym.
-Pewnie jesteś z siebie bardzo zadowolona, co Granger?
–usłyszałam cichy głos po swojej lewej stronie. No tak, Draco.
-A żebyś wiedział, że tak, Malfoy –odparłam również szeptem.
–W porównaniu do ciebie umiem rozróżnić jeden koniec różdżki od drugiego.
-No tak, bo Panna –Wszystko –Wiedząca –Granger jest świadoma
tego jaka jest mądra i cudowna –powiedział złośliwie chłopak.
-Panie Malfoy, proszę nie gadać –upomniała blondyna
nauczycielka. Draco natychmiast zamilkł, a ja tylko prychnęłam pogardliwie, jak
to miałam w zwyczaju. Zajęłam się pracą.
Chciałam wyćwiczyć to zaklęcie do perfekcji, a do tego
potrzebowałam się skupić. Na szczęście potrafiłam nie zwracać uwagi na
otoczenie.
-Bo widzisz Granger –drgnęłam słysząc nagle męski głos tuż
obok swojego ucha. –Jesteś całkiem niezła jak na szlamę.
Odwróciłam głowę w stronę Malfoya. Nie wiem czemu to
zrobiłam. Może z przyzwyczajenia, a może dlatego, że zdziwiła mnie jego
wypowiedź. Byłam w jeszcze większym szoku gdy zobaczyłam, że chłopak się
uśmiecha. Nie tak złośliwie jak zawsze, ale bardziej… normalnie.
Popatrzyłam w jego stalowoszare oczy i cicho przełknęłam
ślinę. Nasze twarze dzielił centymetr. Poczułam jak moje serce przyspiesza, a
oddech staje się płytszy. Czułam się dziwnie. Miałam ochotę… pocałować Malfoya.
Trwałam tak przez kilka sekund. Opanuj się Hermiono rozkazal mi mój rozsądek. Szybko odwróciłam
głowę, ciesząc się, że jeszcze do końca nie zwariowałam. W tym samym momencie
zauwarzyła to profesorka.
-Panie Malfoy, proszę nie rozmawiać.
McGonagall podeszła do mojego stolika.
-Może nam pan pokaże jak poprawnie rzucić to zaklęcie?
Malfoy złapał różdżkę i wycelował w dłoń.
-Emerto –mruknął
pod nosem, ale nic się nie stało. Zaśmiałam się z tego w duchu.
-Widzę, że nie potrafisz. Masz się tego nauczyć na kolejną
lekcję, panie Malfoy –powiedziała nauczycielka głosem nie znoszącym sprzeciwu.
–A i jeszcze jedno. Od dzisiaj panna Granger będzie udzielała ci korepetycji z transmutacji.
Otworzyłam szeroko oczy. Dyskretnie uszczypnęłam się w
ramię, mając nadzieję, że to sen, ale wciąż uparcie się nie budziłam.
Zacisnęłam zęby i wlepiłam wzrok w blat. Do końca lekcji siedziałam cicho.
***
Zaczęła się lekcja transmutacji.
Usiadłam obok Hermiony Granger i wyjąłem podręcznik i różdżkę. Położyłem je na
stole i popatrzyłem na nauczycielkę.
-Dzisiaj zajmiemy się transmutacją ludzką. Teoria była już w
szóstej klasie, więc sprawdzę co pamiętacie.
Wszyscy zaczęli się rozglądać po klasie. Odnosłem wrażenie,
że chyba nikt oprócz Granger nie pamiętał materiału z poprzedniego roku.
-Jak brzmi pierwsza zasada Montekiego?
Ręka dziewczyny siedzącej obok mnie wystrzeliła w górę.
Wszyscy tylko na nią popatrzyli. Na każdej lekcji to tak wyglądało.
-Tak panno Granger?
-Pierwsza zasada Montekiego mówi, że każdy przedmiot bądź
zwierzę można przemienić tylko w coś o taki samo lub mniej złożonej budowie
–wyrecytowała dziewczyna z pamięci. –Ta zasada jest błędna –dodała po chwili. Uniosłem lekko brwi. Nie
wiedziałem, że jakakolwiek teoria której się uczymy jest niepoprawna. Właśnie
miałem zapytać po co nam ta wiedza, ale uprzedziła mnie nauczycielka.
-Dobrze. Pięć punktów dla Gryffindoru. Tak jak wspomniała
panna Granger zasada ta została obalona. Jeden z najmądrzejszych czarodziejów
czasów starożytnych, Dekracjusz, zamienił stół w krowę i tym samym zaprzeczył
zasadzie ustanowionej przez Montekiego, bo według niego taki czyn był
niemożliwy. Uczymy się tej zasady tylko dlatego, iż może się ona pojawić na
OWUTEMach.
Wszyscy uczniowie popatrzyli się na siebie ponuro. Ja
również. Nigdy nie uczyłem się teorii, to przecież się nie przydaje.
-Ale waszym zadaniem na tej lekcji jest zmiana własnej dłoni
w szczypce raka. Nie jest to takie trudne, więc nie patrzcie tak na mnie. Do
dzieła.
Niechętnie sięgnąłem po różdżkę i zacząłem ćwiczyć. Nie
widziałem sensu w zmienianiu dłoni w to czerwone coś. Przecież to kompletna
głupota. Po co komu szczypce zamiast ręki?
Ćwiczyłem zaklęcie co chwila ziewając.
-Proszę zobaczyć, pannie Granger się udało –odezwała się
nauczycielka. Głowy wszystkich zebranych zwróciły się w jej stronę. –Brawo.
Dziesięć punktów dla Gryffindoru.
Spojrzałem na jej dłoń, a raczej coś co kiedyś dłonią było,
bo teraz z ramienia Granger wyrastały czerwone szczypce. Odwróciłem głowę i prychnąłem
bardzo, bardzo cicho. Kątem oka zauważyłem, że dziewczyna się uśmiecha do samej
siebie.
-Pewnie jesteś z siebie bardzo zadowolona, co Granger?
–szepnąłem do niej ze złością.
-A żebyś wiedział, że tak, Malfoy –odparła również cicho. –W
porównaniu do ciebie umiem rozróżnić jeden koniec różdżki od drugiego.
-No tak, bo Panna –Wszystko –Wiedząca –Granger jest świadoma
tego jaka jest mądra i cudowna –powiedziałem złośliwie. McGonagall chyba
zauważyła, że coś mówię, bo szybko zareagowała.
-Panie Malfoy, proszę nie gadać –upomniała mnie. Natychmiast
zamilkłem, a Gryfonka tylko prychnęła pogardliwie, jak to miała w zwyczaju i
zajęła się pracą. Widać było, że chce perfekcyjnie rzucać to zaklęcie, bo
zawzięcie ćwiczyła. Chyba potrafiła nie zwracać uwagi na otoczenie, bo mimo
hałasu dobrze jej szło.
Nachyliłem się nad brązowowłosą i szepnąłem:
-Bo widzisz Granger –drgnęła słysząc nagle mój głos tuż obok
swojego ucha. –Jesteś całkiem niezła jak na szlamę.
Dziewczyna odwróciła głowę w moją stronę. Widać było, ze
jest w szoku, że udało mi się ją zaskoczyć tym zdaniem. Uśmiechnąłem się lekko,
nie tak złośliwie jak zawsze, ale bradziej jak zwykły człowiek. Moją twarz
dzielił zaledwie centymetr od twarzy Granger. Czułem na sobie jej oddech, który
gwałtownie przyspieszył. Bawi mnie to jak działam na dziewczyny. Jednak Granger
jest inna, zdołała się opanować, bo odwróciła szybko głowę. Wtedy znowu
upomniała mnie McGonagall. Podeszła do naszego stołu i kazałami rzucić ćwiczone
zaklęcie. Niechętnie wziąłem różdżkę i mruknąłem pod nosem:
-Emerto –powiedziałem,
celując w dłoń, ale żadnych efektów widać nie było. Przekląłem cicho, mając
nadzieję, że stojąca nade mną kobieta tego nie słyszy.
-Widzę, że nie potrafisz. Masz się tego nauczyć na kolejną
lekcję, panie Malfoy –powiedziała nauczycielka głosem nie znoszącym sprzeciwu.
–A i jeszcze jedno. Od dzisiaj panna Granger będzie udzielała ci korepetycji z transmutacji.
Tym stwierdzeniem McGonagall sprawiła, że zamilkłem. Przez
chwilę trawiłem usłyszaną informację zanim w pełni dotarł do mnie sens tych
słów. Przekląłem po raz kolejny. Zerknąłem w bok. Granger miała szeroko otwarte
oczy. Najwidoczniej nie potrafiła uwierzyć w to co słyszy. Nagle zauważyłem, że
Fred Weasley patrzy się na mnie ze złością. Z jego miny wywnioskowałem, że
obserwował mnie przez całą lekcję. Popatrzyłem na niego i uśmiechnąłem się
złośliwie i z widoczną pogardą.
_____________________________Rozdział trochę dłuższy nż zwykle, mam nadzieję, że was to cieszy. Zapraszam wszystkich do polubienia mojej stronki na facebooku. Znajdują się an niej informacje o moich pięciu blogach. Zaparaszam KLIK
Pozdrawiam wszystkich czytelników
niedziela, 18 listopada 2012
ROZDZIAŁ 18
Obudziłam się z głośnym krzykiem. Oddychałam szybko. To tylko
sen. To był tylko sen. Złapałam się za głowę. Śniło mi się jak ktoś mnie
zabija. Co za głupota. Wstałam i poszłam do łazienki. Zatrzasnęłam głośno
drzwi. Do wielkiej wanny nalałam gorącej wody i weszłam do niej. Moje mięśnie
od razu się rozluźniły. Wygrzewałam się tak przez jakieś piętnaście minut. Po
ich upływie, wyszłam z wody i owinęłam ręcznikiem. Rozczesałam włosy i ubrałam
się. Opuściłam łazienkę i szybko poszłam do Wielkiej Sali. Podeszłam do stołu
Gryffindoru i od razu ujrzałam Ginny. Siedziała na uboczu, co jakiś czas
zerkała w stronę czarnowłosego chłopaka. Zajęłam miejsce obok przyjaciółki.
-Cześć Ginny –powiedziałam do niej. Dziewczyna odwróciła głowę i wykrzywiła usta w wymuszonym uśmiechu. Jej oczy były zapuchnięte. Ruda wbiła wzrok w talerz. Przygryzłam lekko wargę. Nie wiedziałam co powiedzieć, tak, aby Ginny nie była jeszcze smutniejsza.
-Cześć Ginny –powiedziałam do niej. Dziewczyna odwróciła głowę i wykrzywiła usta w wymuszonym uśmiechu. Jej oczy były zapuchnięte. Ruda wbiła wzrok w talerz. Przygryzłam lekko wargę. Nie wiedziałam co powiedzieć, tak, aby Ginny nie była jeszcze smutniejsza.
Nałożyłam
sobie kurczaka i zaczęłam powoli jeść. Kątem oka zauważyłam, że przyjaciółka
nawet nie tknęła jedzenia, które miała na talerzu. Rudowłosa wstała z zamiarem
opuszczenia Sali.
-Ginny,
gdzie ty idziesz? –spytałam zdziwiona.
-Po książki
–odpowiedziała Gryfonka głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
-Ale
przecież nic nie zjadłaś.
-Nie jestem
głodna.
To mówiąc,
Ginny wyszła z Wielkiej Sali. Popatrzyłam na Harry’ego Pottera, wesoło
rozmawiającego z Ronaldem. Będę musiała z nim poważnie pogadać.
Spokojnie
dokończyłam śniadanie i poszłam po książki. Ruszyłam w stronę lochów, do sali
od eliksirów. Przybyłam tam jako jedna z pierwszych. Zawsze tak było. Po
kilkunastu minutach zaczęli nadchodzić kolejni uczniowie. Z daleka zauważyłam
rudych bliźniaków, zmierzających w moim kierunku.
-Hej Miona!
–powiedział Fred z szerokim uśmiechem.
-Cześć
–odparłam wesoło. W tym momencie otworzyły się drzwi od sali. Stanął w nich
profesor Slughorn.
-Wchodźcie,
wchodźcie –powiedział nauczyciel. Szybko weszłam do lochu i zajęłam miejsce
przy jednym z podłużnych stołów. Po mojej prawej stronie usiadł Harry.
-Moi drodzy.
Dziś będziemy ważyć Amortencję, gdyż ten eliksir może pojawić się podczas OWUTEMów.
Instrukcje znajdują się w podręczniku na stronie trzydziestej czwartej, a
składniki w kredensie. Zaczynajcie!
Szybko
pobiegłam po wszystkie składniki potrzebne do uwarzenia Amortencji i zaczęłam
pracować. Z dokładnością co do najmniejszej kropli, najmniejszego ziarenka,
wsypywałam i wlewałam różne rzeczy do kociołka. Dodaj pięć liści Kamury i zamieszaj wywar trzy razy ruchem zgodnym ze
wskazówkami zegara. Twój eliksir powinien mieć kremowy kolor, a nad nim powinna
się unosić perłowa para układająca się w charakterystyczne spirale. Szybko
wykonałam podane w podręczniku instrukcje. Mój wywar wyglądał dokładnie tak,
jak opisano w książce. Uśmiechnęłam się pod nosem i dyskretnie rozejrzałam po
sali. Jeszcze nikomu nie udało się uwarzyć tego poprawnie. Nad jednymi
kociołkami unosiła się czerwona mgiełka, nad innymi niebieska. Pokręciłam lekko
głową z niedowierzaniem i dokończyłam eliksir. Zdążyłam zrobić to przed końcem
czasu. Usłyszałam kroki nauczyciela, który pochylił się nad moim kociołkiem.
-Brawo,
panno Granger! Idealny eliksir, idealny! Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru!
Cudownie!
Uśmiechnęłam
się szeroko i spakowałam. Wraz z Fredem i Georgem wyszłam z lochu. Wtedy przypomniałam
sobie, że miałam porozmawiać z Harrym.
-Idź już.
Później się spotkamy –zwróciłam się do rudzielca, który bez słowa odszedł z
bratem.
Stanęłam przed wyjściem z sali i czekałam na
Harry’ego. Po chwili wyszedł on z lochu.
-Harry.
Możemy pogadać? –spytałam bruneta. Chłopak tylko skinął głową. Odeszłam od
drzwi, nie chciałam żeby ktokolwiek słyszał tą rozmowę.
-Coś ty
zrobił? –zapytałam Pottera, który popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-O co ci
chodzi?
-Dlaczego
nie spotkałeś się z Ginny mimo, że jej to obiecałeś? –spytałam ze złością.
Żądałam wyjaśnień.
-Ach to
–mruknął chłopak.
-Tak,
właśnie to! –powiedziałam podniesionym głosem. Patrzyłam groźnie na Gryfona.
-No bo,
Hermiona, ja nie mogłem!
Słysząc te
słowa, prychnęłam głośno. Też mi wymówka.
-Nie mogłeś?!
A to niby dlaczego? –zapytałam wkurzona. Odpowiedziała mi cisza co tylko
jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Harry tylko patrzył na mnie ze złością.
-Radzę ci
iść ją przeprosić, bo inaczej będziesz miał do czynienia ze mną!
Potter
odszedł szybko, a ja odetchnęłam głęboko. Nagle usłyszałam męski głos za
plecami.
-No, no, no,
Granger! Pokłóciłaś się Potterem. Gratulacje.
-Zamknij
się, Malfoy –odparłam, odwracając się w stronę blondyna. Chłopak opierał się o
ścianę i patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. Otworzyłam usta, żeby powiedzieć
coś jeszcze, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam. Odwróciłam się i poszłam na
piąte piętro, do swojego dormitorium. Usiadłam na łóżku i popatrzyłam na plan
lekcji. Za chwilę miała zacząć się historia magii, ale jakoś nie miałam ochoty
na nią iść.
***
(Ginny
Weasley)
Siedziałam przy stole Gryffindoru, w Wielkiej Sali. Przede mną leżał talerz, cały wypełniony jedzeniem, którego nie miałam zamiaru tknąć. Usłyszałam czyjeś kroki.
Siedziałam przy stole Gryffindoru, w Wielkiej Sali. Przede mną leżał talerz, cały wypełniony jedzeniem, którego nie miałam zamiaru tknąć. Usłyszałam czyjeś kroki.
-Cześć Ginny
–powiedziała Hermiona i usiadła Kołomnie. Odwróciłam głowę w jej stronę i
wykrzywiłam usta w sztucznym uśmiechu. Miałam nadzieję, że wyglądał normalnie.
Znowu wbiłam wzrok w talerz. Co jakiś czas zerkałam w stronę Harry’ego, który
rozmawiał z moim bratem, Ronem. Nadal nie mogłam uwierzyć, że nie przyszedł.
Nie wiedząc co robić, wstałam z zamiarem wyjścia z Sali.
-Ginny,
gdzie ty idziesz?
Głos
zdziwionej Hermiony nakazał mi się zatrzymać.
-Po książki
–odpowiedziałam tępo, patrząc na swoje buty.
-Ale
przecież nic nie zjadłaś.
-Nie jestem
głodna.
To mówiąc
szybko opuściłam Wielką Salę i poszłam do dormitorium. Wzięłam książki i
ruszyłam do sali obrony przed czarną magią.
Po lekcji
szybko wróciłam do wieży Gryffindoru. Usiadłam w fotelu przy kominku i
zapatrzyłam się smutno w ogień.
-Ginny
–usłyszałam męski głos za plecami. Przełknęłam ślinę i odwróciłam głowę w
stronę Harry’ego.
-Ginny, ja
chciałem cię przeprosić za to, że nie przyszedłem.
Po minie
Pottera widać było, że naprawdę tego żałuje.
-Nie
potrzebuję twoich przeprosin.
Ze
zdziwieniem usłyszałam własny głos. Co ja powiedziałam? Harry popatrzył na mnie
z niedowierzaniem i odszedł bez słowa. Złapałam się za głowę. Co ja zrobiłam? I
co ja powiem Hermionie?
____________________________
I jest kolejny rozdział! Zastanawia mnie czy spodobały wam się rozmyślania Ginny. Bo sama twierdzę, że nie są najgorsze :)
Dzisiejszy rozdział dedykowany wszystkim czytelnikom, bez wyjątków.
Pozdrawiam serdecznie
poniedziałek, 12 listopada 2012
ROZDZIAŁ 17
Tym razem kolejny rozdzial dodaję szybko. Grożono mi Voldemortem, więc sami rozumiecie.
________________________
(Ariadne Green)
Ten rozdział dedykowany Hermionie i Kokoszce :)
________________________
(Ariadne Green)
Biegłam najszybciej jak
potrafiłam, a w biegach jestem mistrzem. Po zaledwie kilku minutach byłam już
pod gabinetem profesor Sanchez. Zapukałam w drzwi, które natychmiast się
otworzyły. Stała w nich zaskoczona nauczycielka.
-Panno Green, co pani robi tu o tej porze? –zapytała
dziewczyna (kobietą jej nazwać nie można).
-Na szóstym piętrze znaleziono kolejne ciało –wyrzuciłam z
siebie te słowa bardzo szybko. Przez chwilę Sanchez patrzyła na mnie
oszołomiona.
-Idź po resztę nauczycieli. Szybko.
Skinęłam głową na znak zgody i szybko popędziłam do kolejnych gabinetów. Sama nauczycielka skierowała się na szóste piętro.
Skinęłam głową na znak zgody i szybko popędziłam do kolejnych gabinetów. Sama nauczycielka skierowała się na szóste piętro.
Biegnąc po panią profesor McGonagall, wpadłam na profesora Slughorna.
-Panno Green, stało się coś? –zapytał profesor Slughorn,
widząc moją minę.
-Kolejne morderstwo. Na szóstym piętrze.
Horacy popatrzył mi prosto w oczy.
-Minerwo –powiedział głośno. Momentalnie profesorka pojawiła
się przy nim.
-Stało się coś Horacy?
Patrzyła to na mnie, to na dyrektora.
-Zabito kolejną osobę.
Te słowa wystarczyły. Wraz z nauczycielami ruszyłam po
resztę grona nauczycielskiego.
-Panno Green –zwróciła się do mnie McGonagall. –Proszę,
przyprowadź Poppy.
-Dobrze –odpowiedziałam krótko i poszłam do skrzydła
szpitalnego.
***
Stałam na korytarzu, w osłupieniu
wpatrując się w leżące przede mną ciało. Jeszcze przed chwilą krzyczałam
głośno, jednak teraz nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa. Jedynie co mi
zostawało to stać tu bezmyślnie, nie wiedząc co zrobić, bo dziewczynka nie
żyje.
-Granger –usłyszałam z boku czyjś głos. –Granger, dobrze się
czujesz?
Odwróciłam głowę. Malfoy patrzył na mnie uważnie. W jego
wzroku dostrzegłam… troskę? Nie potrafiłam uwierzyć w to co widziałam.
-Wszystko dobrze –powiedziałam chłodno. Draco chciał chyba
powiedzieć coś jeszcze, ale w oddali rozległy się czyjeś kroki. Zobaczyłam
nadchodzącą profesor Sanchez, która szybko podbiegła do ciała. Popatrzyła na
mnie i Malfoya.
-Które z was pierwsze tu było? –zapytała cicho. Lekko
uniosłam rękę. Na szczęście się nie trzęsła. –Widziałaś kogoś?
Szybko potrząsnęłam głową. Sanchez stanęła i spojrzała na
ścianę. Lekko otworzyła oczy. Podążyłam za jej wzrokiem. Nauczycielka
wpatrywała się w szkarłatny napis.
To jeszcze nie koniec.
A.G.
Te słowa sprawiły, że moje wspomnienia dotyczące Komnaty
Tajemnic wróciły. Wiadomości pisane krwią, spetryfikowani ludzie. Wtedy sama
byłam jedną z ofiar. Przez cały czas pamiętam te ohydne, żółte oczy.
Usłyszałam głośne kroki. Obok mnie stanęli inni nauczyciele.
Pani Pomfrey podeszła do ciała i pochyliła się nad nim.
-I co Poppy? –zapytała McGonagall, gdy pielęgniarka wstała.
-Jakiś nóż, nie znam się na tym. Jako czarownica rzadko mam
do czynienia z fizycznymi ranami. Mogę tylko powiedzieć, że napastnik przeciął
jedną z tętnic, wyprowadzającą krew z serca.
Wtedy odezwała się profesor Sanchez.
-Sztylet, krótki, o bardzo cienkim ostrzu. Zadano nim kilka
ciosów. Na oko sześć. Zadane z raczej niedużą siłą. Morderca musiał znać się na
budowie człowieka, inaczej rany byłyby głębsze. Napastnik chciałby mieć
pewność, że ofiara nie żyje.
Całe grono pedagogiczne popatrzyło na nią z osłupieniem. Ja
również.
-Znasz się na tym Isabelle? –zapytał stojący na uboczu
Hagrid. Dopiero teraz go zauważyłam. Wymieniona nauczycielka skinęła głową.
-Kiedyś interesowałam się wszelkiego rodzaju zabójstwami w
świecie mugoli.
Za plecami usłyszałam ciche prychnięcie. Oczywiście,
arystokrata Malfoy nie szanuje mugoli. Na szczęście nikt oprócz mnie nie
zwrócił na to uwagi.
-Współpracowałam z tamtejszymi władzami. Jako detektyw.
Widziałam już wiele ran, wiele śmierci, zabójstw. Teraz potrafię je
rozpoznawać.
Pochyliła się nad ciałem.
-O tutaj –wskazała jakieś miejsce. –Widać tu wgłębienie.
Jest po prawej stronie, prowadzi po skosie. Dzięki temu można stwierdzić, że
zabójca jest leworęczny.
Moje oczy rozwarły się jeszcze szerzej. W tym momencie
zamiast profesor Sanchez, widziałam Sherlocka Holmesa. Jego damską wersję.
-Wiesz coś jeszcze? –spytała McGonagall.
-Tylko tyle, że to –tu wskazała na ścianę –zostało napisane
jej krwią. Nic więcej tu nie widzę.
-Dobre i to –mruknął Hagrid ponuro. Wziął ciało na ręce i
wraz z McGonagall opuścił korytarz. Dyrektorka odwróciła się.
-Panno Granger, panno Green, panie Malfoy. Możecie już iść
do dormitoriów.
Kiwnęłam głową. Odwróciłam się i zeszłam na piąte piętro,
gdzie znajdowało się moje dormitorium. Szybko weszłam do pokoju i usiadłam na
łóżku. To już drugi raz. Kolejne morderstwo, do tego w zamku. Jak tak dalej pójdzie
to zamkną Hogwart. Tym bardziej, że wszyscy myśleli, że nie ma już zagrożenia
skoro Voldemort nie żyje, a jego poplecznicy zostali złapani. A tu nagle…
Zamknęłam oczy. Czemu to się dzieje? Czemu tu?
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, ale nie miałam zamiaru
otwierać. Byłam zbyt przerażona i zmęczona.
***
Stałem i przysłuchiwałem się
naszej nauczycielce obrony przed czarną magią z rosnącym zdumieniem. Skąd ona
to wszystko wie? I kto zabił tą dziewczynkę? Oczywiście na te pytania nie
dostałem odpowiedzi.
-Panno Granger, panno Green, panie Malfoy. Możecie już iść
do dormitoriów.
Te słowa wypowiedziała McGonagall. Popatrzyłem na dyrektorkę
spode łba. Chciałem się dowiedzieć czegoś ciekawego. I co? Gówno się
dowiedziałem. Podszedłem do Ariadne. Dziewczyna wciąż wpatrywała się w kałużę
krwi, która była na ziemi.
-Ariadne? Ty żyjesz? –zapytałem z lekkim niepokojem, widząc
jak dziewczyna zamarła. Brunetka szybko potrząsnęła głową.
-Nic mi nie jest –powiedziała oschle. Trochę mnie to
zdziwiło. Nigdy nie słyszałem, żeby Green zwracała się do kogoś takim tonem.
Byłem pewny, że coś się stało. Tylko nie wiedziałem co.
Bez słowa ruszyłem na dół. Jak będzie chciała sama mi powie.
Kątem oka zauważyłem, że Ariadne jeszcze przez chwilę wpatrywała się w
szkarłatny napis, po czym odeszła ze spuszczoną głową. Ja sam przez chwilę
wpatrywałem się w tę ścianę. A.G. z czymś mi się kojarzyły te inicjały. A.G.
A.G. Skąd ja to znam? Nagle skojarzyłem oczywiste fakty, lekko zbladłem.
Oczywiście jeśli jest to w ogóle możliwe. A.G. Znam tylko jedną osobę która ma
takie inicjały. Tą osoba jest nie kto inny niż Ariadne Green, moja najlepsza
przyjaciółka.
________________________
Ten rozdział dedykowany Hermionie i Kokoszce :)
sobota, 10 listopada 2012
ROZDZIAŁ 16
-Dziś idziemy do Hogsmead!
Tym właśnie
okrzykiem powitała mnie Ginny. Uśmiechnęłam się do niej.
-Hermiono,
pójdziesz ze mną? –zapytała Ruda.
-Oczywiście,
że tak.
Dziewczyna
posłała mi szeroki uśmiech. Od razu widać było jej entuzjazm. Poważnie zaczęłam
się zastanawiać czy przypadkiem nie spotka się Harrym. Szybko odrzuciłam tą
myśl. Gdyby tak było, na pewno by mnie poinformowała. Co do tego nie mam
żadnych wątpliwości.
Pobiegłam do
Wielkiej Sali i pospiesznie zjadłam śniadanie. Ginny tylko stała nade mną i
poganiała mnie. Kiedy tylko przełknęłam ostatni kawałek kurczaka, Ruda złapała
mnie za rękę i szybko wyszła z Sali.
-Ginny po co
się tak spieszysz? –zapytałam ją w drodze do wyjścia z zamku.
-Po prostu
czuję dużą potrzebę wyjścia na dwór –odpowiedziała bez wahania.
-Ale…
-Ale…
Nie zdążyłam
dokończyć zdania bo zatrzymał nas Filch, trzymający w dłoni swój czujnik.
Zaczął nas sprawdzać czy nie przenosimy żadnych niebezpiecznych przedmiotów.
Ginny lekko się niecierpliwiła. Kiedy tylko woźny nas puścił, wręcz biegiem
ruszyła w kierunku Hogsmead. Poszłam za nią.
Po kilku
minutach stanęłyśmy przy wejściu do wioski.
-Może
pójdziemy do Trzech Mioteł? –zapytała Ginny i nie czekając na odpowiedź, weszła
do ciepłego wnętrza baru. Podeszła do lady i
zamówiła dwa piwa kremowe u madame Rosmerty. Zajęłyśmy wolny stolik.
Popatrzyłam na Ginny.
-Coś się
stało? –zapytałam z ciekawością. –Chodzisz dziwnie podekscytowana.
Gryfona
popatrzyła na mnie z podekscytowaniem.
-Idę na
randkę z Harrym –powiedziała szybko. Lekko zamrugałam oczami.
-Naprawdę?
–Ruda kiwnęła głową. –To wspaniale Ginny! Tak się cieszę.
Uśmiechnęłam
się do niej szeroko.
Przez resztę
dnia prowadziłyśmy wesołą rozmowę. Ginny nie wspominała o tym, co powiedziałam
jej poprzedniego dnia. Byłam jej za to bardzo wdzięczna. Nie zniosłabym gadania
o Malfoyu i Fredzie.
-Och, muszę
już iść. Harry pewnie już na mnie czeka.
Ruda szybko
wstała i wyszła z Trzech Mioteł, a ja z uśmiechem, spokojnie dopiłam kremowe
piwo. Nagle zobaczyłam Lunę Lovegood, zmierzającą w moją stronę.
-Cześć Luna –powiedziałam
wesoło. –Co u ciebie?
-Właśnie
dostałam list od taty. Pisał, że rozpoczął poszukiwania Chrapaków Krętorogich.
Podobno wie już gdzie spędzają noce –odpowiedziała Krukonka poważnym tonem.
-To świetnie
–odparłam. Zdążyłam już się przyzwyczaić, że Luna wierzy w takie dziwne rzeczy.
Przez kolejną
godzinę dowiedziałam się wiele o chrapkach, narglach, buchorożcach i wielu
innych, dziwnych stworzeniach.
-Muszę już
iść –powiedziałam do blondynki, wstając. –Do zobaczenia Luna.
Wyszłam z
Trzech Mioteł i ruszyłam do zamku. Idąc drogą, zobaczyłam jakąś drobną, rudą
postać, siedzącą na murku. Poznałam ją.
-Ginny?
Podeszłam do
dziewczyny.
-Co ty tu
robisz?
Ruda uniosła
głowę. Płakała.
-On… on nie
przyszedł.
Przez chwilę
nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.
-C… co?
-Harry nie przyszedł
–to mówiąc, Ginny zaczęła kaszleć. Podniosłam ją z ziemi.
-Zaprowadzę
cię do skrzydła szpitalnego.
Podtrzymując
Ginny, ruszyłam do zamku. Szybko zaprowadziłam rudowłosą do pani Pomfrey, która
bez zbędnych pytań ułożyła ją na wolnym łóżku.
Wyszłam ze
skrzydła szpitalnego i poszłam do wieży Gryffindoru. Zamierzałam nawrzeszczeć
na Harry’ego, powiedzieć mu jakim jest idiotą, jak bardzo skrzywdził Ginny.
Szłam szybko,
byłam już na szóstym piętrze, kiedy nagle przystanęła. Poczułam jakiś dziwny
zapach, jakby rdzy. Powoli opuściłam głowę. Po chwili słyszałam swój
przeraźliwy krzyk.
***
Usiadłem w Wielkiej Sali, przy stole
Slytherinu i zacząłem jeść śniadanie. Miejsce po mojej prawej stronie zajął
Zabini.
-Cześć
Smoku. Idziesz dzisiaj do Hogsmead?
Popatrzyłem na
niego.
-Nie wiem. Miałem
odwalić wszystkie prace jakie nam zadali, ale jakoś nie chce mi się.
Przez cały
tydzień tyle nam zadali, a przez treningi quidditcha nie miałem czasu odrobić
lekcji. Zamierzałem zrobić to w weekend,
no i trochę liczyłem na pomoc Granger. jednak kiedy nadeszła sobota, nie
chciało mi się oczywiście robić tych zadań.
-Jak tam
sobie chcesz. Ja zaraz idę do Hogsmead.
ejSpokojnie dokończyłem
śniadanie. Na myśl o pracach domowych robiło mi się niedobrze. Postanowiłem, że
pójdę do Hogsmead. Zadania mogę zrobić… kiedy indziej. Z tą właśnie myślą
ruszyłem do wyjścia z zamku, kiedy wpadłem na Ariadne.
-Przepraszam
–powiedziała.
-Gdzie ty
idziesz? –zapytałem, widząc, że się spieszy. –Nie idziesz do Hogsmead?
-Nie, nie
idę do Hogsmead. Idę do biblioteki odrobić nawał prac, bo w porównaniu do
ciebie nie zamierzam spędzić każdej wolnej chwili na szlabanie u różnych
nauczycieli.
Szlabany. O tym
nie pomyślałem.
-Ale ty
pewnie już wszystko zrobiłeś? –zapytała ironicznie Green. Nie odpowiedziałem. –Radzę
ci to zrobić, bo inaczej trzeba będzie zmienić kapitana drużyny –dodała z
udawanym smutkiem. Gdybym z powodu szlabanów nie mógł trenować, to właśnie ona
pełniłaby funkcję kapitana.
-No dobra,
tymi szlabanami mnie przekonałaś.
Wraz z nią
poszedłem do biblioteki. Niechętnie patrzyłem jak wyjmuje kilka tomów grubych ksiąg.
Patrzyłem na nią niezbyt przytomnie.
-Pacanie,
nie zasypiaj mi tutaj tylko zacznij coś robić. Nie odwalę za ciebie
wszystkiego!
Niezbyt zadowolony,
sięgnąłem po jedną z ksiąg i zacząłem szukać informacji o Varitaserum.
Po kilku
godzinach ciężkiej pracy miałem zrobione wszystkie zadania.
-Nigdy
więcej –mruknąłem, ale trochę zbyt głośno, bo Ariadne to usłyszała.
-Nie
narzekaj. I tak niewiele robiłeś.
Wzięła wszystkie
księgi i włożyła na miejsce. Schowała pergaminy do torby. Popatrzyła na mnie.
-Idziesz czy
może zamierzasz tu zostać? –zapytała. Wstałem i szybko opuściłem bibliotekę. Chciałem
jak najszybciej znaleźć się jak najdalej stąd.
-Co masz
taką minę? –spytała Ariadne. –Wiem, że robienie zadań jest męczące, ale bez
przesady.
Nie odpowiedziałem.
Po prostu szedłem w milczeniu.
-Właśnie, Draco,
muszę ci coś powiedzieć. To bardzo ważne –zwróciła się do mnie Green. –Wczoraj…
Nie zdążyła
dokończyć, bo nagle rozległ się głośny, przeraźliwy krzyk. Dochodził od strony
schodów.
Szybko, wraz
z brunetką, ruszyłem w tamtą stronę. Zastanawiało mnie co się stało. Kiedy znalazłem
się przed schodami na szóstym piętrze wszystko stało się jasne. Stała tam
Hermiona Granger. Miała szeroko otwarte oczy. Z przerażeniem wpatrywała się w
ciało małej dziewczynki, leżące w kałuży krwi.
-Trzeba
zawołać nauczycieli –powiedziałem. –Ariadne?
Popatrzyłem na
Green, która pokiwała głową i ruszyła w stronę najbliższego gabinetu.
***
(Ariadne
Green)
Biegłam w stronę sali od obrony przez czarną magią. Gabinet profesor Sanchey jest najbliżej. w moich oczach dało się dostrzec przerażenie, ale nie było one wywołane znalezieniem martwej dziewczynki. Przed oczami wciąż mam napis, który zobaczyłam na ścianie.
Biegłam w stronę sali od obrony przez czarną magią. Gabinet profesor Sanchey jest najbliżej. w moich oczach dało się dostrzec przerażenie, ale nie było one wywołane znalezieniem martwej dziewczynki. Przed oczami wciąż mam napis, który zobaczyłam na ścianie.
To jeszcze nie koniec
A.G.
Napisany
krwią.
_______________________________
Witam wszystkich. Powiem wprost. Rozdział miałam dodać już wczoraj, ale zajęłam się czytaniem ksiązki Felix, Net i Nika oraz Świat Zero 2 Alternauci, która wyszła w środę, a dopiero wczoraj miałam możliwość ją kupić. Myślę, że jeden dzień nie robi wam większej różnicy.
Co do rozdziału. Pewnie część z was ma ochotę mnie zabić, za to, że Draco nie dowiedział się o tym, że Hermiona go kocha. Jednak błagam, wybaczcie mi to. Gdyby już się dowiedział byłby to koniec opowiadania. Najprawdopodobniej. Dlatego jest kolejne morderstwo.
Rozdział ten dedykuję Arvis i Zaczarowanej <3 . Mam nadzieję, że się wam podoba :)
Dziękuję za miłe komentarze oraz za to, że mój blog ma już ponad 2000 odsłon.
Pozdrawiam wszystkich czytelników.
sobota, 3 listopada 2012
ROZDZIAŁ 15
Mijały kolejne tygodnie, a ja coraz bardziej kochałam Freda.
Martwiło mnie to i cieszyło jednocześnie. Z jednej strony jeśli pokocham
Weasleya to zapomnę o Draconie, a z drugiej będę musiała przyzwyczaić się do
nieustannego towarzystwa rudzielca i jego brata. W szkole najłatwiejszym
sposobem gdy chcę pobyć sama jest pójście do biblioteki. Tak też zrobiłam i tym
razem. Wyjęłam swoje Eliksiry dla Zaawansowanych i pochłonęłam się w lekturze.
Po kilku minutach przyłapałam się na tym, że po raz kolejny czytam tą samą
linijkę. Pewnie dlatego, że niektóre myśli nie dawały mi spokoju. A co jeśli
naprawdę zakochałam się we Fredzie? Będziemy ze sobę, Ron znienawidzi mnie do końca.
Potem wezmę ślub z Weasleyem i będziemy mieli trójkę rudowłosych dzieci… Zaraz.
Co ja wygaduję? Jakie dzieci? Opanuj się, panno Granger, nie będziesz brała z
nikim ślubu!
Zatrzasnęłam ze złością książkę i wepchnęłam ją do torby. Do biblioteki weszła Ginny. Popatrzyłam na przyjaciółkę. Od ponad miesiąca ją okłamywałam. Bardzo mi się to nie podobało. Podeszłam do jednego z regałów w poszukiwaniu książki o silnych truciznach. Ruda podeszła do mnie.
Zatrzasnęłam ze złością książkę i wepchnęłam ją do torby. Do biblioteki weszła Ginny. Popatrzyłam na przyjaciółkę. Od ponad miesiąca ją okłamywałam. Bardzo mi się to nie podobało. Podeszłam do jednego z regałów w poszukiwaniu książki o silnych truciznach. Ruda podeszła do mnie.
-Cześć
Hermiono! Fred powiedział mi, że tu jesteś.
Uśmiechnęłam
się do niej lekko. Ginny popatrzyła na mnie uważnie.
-Hermiono,
co się z tobą dzieje? Jesteś z Fredem, a ciągle odnoszę wrażenie, że podoba ci
się ktoś inny. Czy to prawda?
Nie
wiedziałam co odpowiedzieć. Popatrzyłam rudowłosej w oczy. Zobaczyłam w nich
troskę, smutek i ciekawość. Westchnęłam cicho.
-Nic się nie
dzieje. Wszystko w porządku –odpowiedziałam szybko, nie patrząc na dziewczynę.
Znów to zrobiłam. Jestem tchórzem. Boję się powiedzieć o tym Ginny, boję się
prawdy. Gryfona tylko popatrzyła na mnie.
-Znowu to
robisz –powiedziała ze smutkiem w głosie.
-Niby co?
–zapytałam, udając zdziwienie.
-Okłamujesz
mnie –odparła Ginny. –I to nie pierwszy raz. A myślałam, że nie mamy przed sobą
żadnych tajemnic, że mi ufasz.
Te słowa
zabolały, ale była to cała prawda.
-Dobrze.
Powiem. Ja… ja się chyba zakochałam.
Oczywiście
nie było tu mowy o żadnym chyba. Wiedziałam to w stu procentach. Przyjaciółka
popatrzyła na mnie.
-I… co
dalej? Może powiesz kiedy to się stało?
-To zaczęło
się w wakacje –powiedziałam niepewnie. –Wtedy zaczęłam myśleć… o nim.
Popatrzyłam
na Ginny błagalnie.
-Nie powiesz
tego nikomu? Nawet Fredowi? –spytałam ją.
-Nikomu.
-Obiecujesz?
-Tak.
Z trudem
podjęłam się dalszego opowiadania.
-Potem
zaczął się rok szkolny. W pociągu wpadłam na niego. Potem musiałam z nim
siedzieć na lekcji. Z każdym dniem czułam, że podoba mi się coraz bardziej.
Gryfona
popatrzyła na mnie.
-Zaczęło się
wakacje? Niedobrze.
Zerknęła na
mnie. Przez chwilę się wahała, ale zadała pytanie, którego tak się obawiałam.
-A kto to
jest?
-Malfoy
–mruknęłam niewyraźnie. Miałam nadzieję, że dziewczyna nie słyszała tego.
-Kto?
Wzięłam
głęboki wdech. Prędzej czy później i tak się wyda.
-Malfoy
–powiedziałam i zakryłam twarz dłońmi.
-C…co?
–zapytała Ginny. W jej głosie dało się wyczuć szok. –CO?! Podoba ci się
Malfoy?! –zapytała Ginny kładąc nacisk na ostatnie słowo.
-Ciszej
–upomniałam ją.
-Ale serio…
Malfoy? –spytała ponownie Ruda.
-Tak, MALFOY
–odpowiedziałam twardo. Gryfona popatrzy lana mnie jakbym spadła z księżyca.
Mrugała oczami i lekko otworzyła usta.
-Nie wierzę
–powiedziała lekko kręcąc głową.
-To uwierz.
-Nie
próbowałaś jakoś o tym zapomnieć? Nie wiem… zrobić coś?
-Próbowałam,
próbowałam. Ale to nic nie daje. A wiesz co w tym jest najgorsze? –zapytałam
ją. Stojąca przede mną dziewczyna gwałtownie pokręciła głową. –Najgorsze jest
to, że według niego jestem tylko nic nie wartą szlamą.
Do oczu
napłynęły mi łzy. Dlaczego takie rzeczy muszą się przytrafiać akurat mnie?
Ginny objęła mnie. Położyłam głowę na jej ramieniu. Nie potrafiłam powstrzymać
łez.
-Moja
przyjaciółka zakochała się w Malfoyu –powiedziała z niedowierzaniem Gryfonka.
Puściła mnie i popatrzyła prosto w oczy.
-Przynajmniej
jest ładny.
Na te słowa
uderzyłam ją lekko głowę. Ginny uśmiechnęła się szeroko. Przynajmniej
przestałam płakać. Dobre i to.
***
(Ariadne
Green)
-Gdzie idziesz? –zapytała Pansy, widząc, że opuszczam dormitorium.
-Gdzie idziesz? –zapytała Pansy, widząc, że opuszczam dormitorium.
-Do
biblioteki –odpowiedziałam szybko. Nie czekałam na odpowiedź. Szybko wyszłam z
lochów. Miałam dość wysłuchiwania opowieści o Malfoyu, a ostatnio Pansy nie
mówiła o niczym innym. Czy ona naprawdę nie widzi, że go interesuje pewna
brązowowłosa Gryfonka?
Poszłam do
biblioteki. Tam na pewno nie spotkałabym Malfoya, którego również miałam dość.
Nie jestem pewna czemu, ale to raczej przez te opowieści. Weszłam do
biblioteki. Były tam tylko Hermiona Granger i Ginny Weasley. Trochę zazdroszczę
im, że są tak dobrymi przyjaciółkami. Mogą sobie zaufać, można być pewnym, że
druga nie wygada powierzonej jej tajemnicy. Rozumiały się bez słów. Nie gadały
cały czas o sobie. Też chcę mieć kogoś takiego.
Podeszłam do
regału. Po jego drugiej stronie stały Gryfonki. Szukając książki o smokach
usłyszałam strzęp ich rozmowy.
-…oy
–powiedziała Hermiona.
-C…co?
–zapytała Ginny. W jej głosie dało się wyczuć szok. –CO?! Podoba ci się
Malfoy?! –zapytała Ginny kładąc nacisk na ostatnie słowo.
-Ciszej
–upomniała ją brązowowłosa.
-Ale serio…
Malfoy? –spytała ponownie Ruda.
-Tak, MALFOY
–odpowiedziała Hermiona twardo. Uśmiechnęłam się pod nosem i cicho wyszłam z
biblioteki. Dziewczyny nie zwróciły na mnie uwagi. Szybkim krokiem poszłam do
jednej z nieużywanych sal. Tam wybuchłam głośnym śmiechem. Byłam pewna, że
Gryfonka myśli, że Malfoy uważa ją tylko za głupią szlamę, za to Dracon myślał,
że według Granger jest tylko zapatrzonym w siebie idiotą. Tak, to bardzo mnie
rozbawiło. Nie wiem czemu, może oszalałam?
Poszłam do
salonu wspólnego Ślizgonów. Za kilka dni zamierzałam opowiedzieć blondynowi o
podsłuchanej rozmowie. Draco się ucieszy.
____________________________Niezbyt długi ten rozdział. Mam nadzieję, że wybaczycie :)
Chciałam was zaprosić na mojego nowego bloga o Huncwotach. Może się wam spodoba.
Pozdrawiam cieplutko
Hermiona
niedziela, 28 października 2012
ROZDZIAŁ 14
-No dobra, dawaj tą durną pracę
–powiedziałam do Freda z rezygnacją. Chłopak od ponad godziny błagał mnie, abym
poprawiła jego zadanie domowe z eliksirów.
Rudzielec wstał i uśmiechnął się szeroko.
-Wiedziałem, że się zgodzisz, Hermiono.
Popatrzyłam na niego spode łba. Wzięłam do ręki pióro i
zaczęłam czytać jego pracę. Co chwilę się uśmiechałam. Błędów było mnóstwo, ale
dla osoby nie wiedzącej co to Kamień Koralowca brzmiałoby to bardzo sensownie.
Jednak nie dla mnie.
-Masz –powiedziałam po piętnastu minutach do Freda, podając
mu pergamin.
-Dzięki Hermiono –odparł chłopak z uśmiechem.
Wstałam i przeszłam przez dziurę pod portretem. Szłam do swojego dormitorium, które dzieliłam z Malfoyem. Nigdy się do siebie nie odzywaliśmy. Może nawet i lepiej, że nie. Nasz kontakt ograniczał się do mruknięcia „Cześć” tak cicho, żeby nie było tego słychać.
Wstałam i przeszłam przez dziurę pod portretem. Szłam do swojego dormitorium, które dzieliłam z Malfoyem. Nigdy się do siebie nie odzywaliśmy. Może nawet i lepiej, że nie. Nasz kontakt ograniczał się do mruknięcia „Cześć” tak cicho, żeby nie było tego słychać.
Cała sprawa pogorszyła się jakiś tydzień temu. Wtedy
zaczęłam się spotykać z Fredem. Miałam nadzieję, że mało osób będzie o tym
wiedziało, a najlepiej nikt. Jednak już następnego dnia cała szkoła wiedziała,
że Hermiona Granger chodzi ze starszym bratem swojego byłego chłopaka. Kiedy
Ron się o tym dowiedział, zaczął mnie unikać, Ginny nie skomentowała sprawy,
George się ucieszył, że będzie mógł zgapić zadania od brata, któremu będę je
poprawiać. Harry milczał. Nie zdziwiło mnie to, w końcu jest przyjacielem
Ronalda. Jednak najgorsze jest to, że od tego momentu Malfoy zaczął traktować
mnie jak powietrze, jakbym była niewidzialna. To chyba jeszcze gorsze niż gdyby
ciągle się ze mnie naśmiewał. Zdecydowanie wolę być szlamą niż nikim.
Sytuacja w jakiej się znalazłam jest delikatnie mówiąc
trudna. Nie mam pojęcia czy kocham Freda. Wiem, że bardziej zależy mi na
Malfoyu, ale to nic nie zmienia. Wiele razy próbowałam pogadać o tym z Ginny,
ale nie potrafiłam. Za każdym razem rezygnowałam w ostatniej chwili.
Z każdym dniem problem rósł. Nieliczoną ilość razy
przyłapałam się na gapieniu się na Dracona podczas posiłków czy lekcji. Kiedy
Ślizgoni mieli treningi quiditcha, zawsze byłam wtedy na dworze.
Stanęłam przed gargulcem, który odskoczył ukazując mi
wejście do pokoju wspólnego. Ledwo przekroczyłam próg, skierowałam się do
dormitorium. Zatrzasnęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko.
***
Wracałem do zamku. Byłem zmęczony
po ciężkim treningu. Dzisiaj moja drużyna zrobiła kawał dobrej roboty.
Przekroczyłem przez ogromne wrota i poszedłem do Wielkiej Sali na kolację.
Usiadłem koło Zabiniego.
-Jak tam na treningu, Smoku? –zapytał od razu Blaise.
-Przecież widziałeś –odparłem. Kiedy z góry obserwowałem
zawodników, zobaczyłem przyjaciela jak stał i przyglądał się grze, a dokładniej
jednej osobie.
-Jak oceniasz grę Ariadne? –spytałem chłopaka. –Przyglądałeś
się jej przez dwie godziny, na pewno masz jakieś zdanie na temat jej
umiejętności.
Mówiąc to, uważnie obserwowałem Blaisea, który nieskutecznie
próbował ukryć swoje zakłopotanie.
-Mówicie o mnie? –zapytała Green, nagle pojawiając się przy
stole. Spojrzałem na nią. W ogóle nie było widać, że przez chwilą była na
treningu.
Dziewczyna patrzyła to na mnie, to na Zabiniego. Nie
doczekała się odpowiedzi.
-Jak nie chcecie, to nie mówcie. Skoro to tajemnica.
Usiadła obok mnie. Spokojnie nałożyła sobie górę jedzenia.
Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem. Ariadne odwróciła głowę w moją stronę.
-No co? –spytała, widząc moją minę. –Też muszę coś jeść. To
i tak mało.
Pokręciłem z niedowierzaniem głową i wróciłem do jedzenia
kolacji. Zabini wstał.
-Ja już pójdę –powiedział do mnie i prawie biegiem ruszył w
stronę wyjścia z Sali. Uśmiechnąłem się lekko.
-Przez ciebie nie będę mógł normalnie pogadać z przyjacielem
–zwróciłem się do siedzącej obok mnie dziewczyny.
-To wiesz jak mam na co dzień –odparła Ariadne.
-Naprawdę Parkions cały czas o mnie gada?
Green kiwnęła głową.
-Albo pyta się mnie czy moim zdaniem ta sukienka się tobie
spodoba, albo przedstawia mi swoje tysiąc sposobów na poderwanie Dracona
Malfoya. Mam tego dosyć.
Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Zapewne Blaise tak nie ma.
Ona się o to nie zapytała. To było stwierdzenie.
Kiwnąłem głową.
-Za to ciągle się na ciebie gapi. Jak idiota –powiedziałem.
-Tak jak na ciebie Granger –odparła Ariadne. Zerknąłem w
stronę stołu Gryfonów. Brązowowłosa siedziała obok Wiewióry i jednego z
bliźniaków.
-Który z Weasleyów nie ma ucha? –zapytałem Green.
-George –odpowiedziała bez wachania.
-On się na ciebie patrzy.
-No i co z tego?
-Nic, tak tylko mówię.
Zapadła cisza. Po chwili odezwała się Ślizgonka.
-Zresztą…. Dziwisz mu się? –zapytała z uśmiechem. Zaśmiałem
się cicho.
Wstałem i poszedłem do dormitorium. Usiadłem na kanapie.
Granger już od tygodnia chodziła z Weasleyem, a ja wciąż nie potrafiłem się z
tym w pełni pogodzić. Co ona w nim widzi? Przypomniało mi się co było napisane
w jej pamiętniku. Cały czas chodzę
rozkojarzona. Czy chodziło o Freda Weasleya? Zapragnąłem dowiedzieć się co
było napisane dalej. Dziewczyny jeszcze nie było.
Podszedłem do drzwi od jej dormitorium i nacisnąłem klamkę.
Drzwi ani drgnęły.
-Alohomora –mruknąłem
cicho i znów spróbowałem otworzyć drzwi. Nie udało się. Najwidoczniej Granger
przewidziała taką sytuację i użyła jakiś zaklęć ochronnych. Uderzyłem pięścią w
drzwi.
Nie wiem ile tak stałem. Po co mi ta informacja? Co mnie
obchodzi ta szlama? Nie potrafiłem odpowiedzieć na te pytania. Może nie
chciałem znać na nie odpowiedzi. Nagle usłyszałem ciche kroki dochodzące z
korytarza. Szybko wszedłem do swojego dormitorium i zamknąłem drzwi. Po chwili
usłyszałem głośne trzaśnięcie. Oparłem się o drzwi. Jeszcze przede mną cały rok
zmagań z Granger. W tej chwili nie mogłem doczekać się świąt.
niedziela, 21 października 2012
ROZDZIAŁ 13
-Pamiętajcie
aby do wywaru dodać tylko trzy płatki Koralii Brazylijskiej. Nie więcej!
Po klasie rozszedł się dudniący głos profesora Slughorna. Lekcja
eliksirów dobiegała końca. Wszyscy uczniowie pochylali się nad swoimi
kociołkami i gorączkowo mieszali ich zawartość. Po raz ostatni przemieszałam
wywar pięć razy w kierunku zgodnym ze wskazówkami zegara.
-Czas się skończył! –zawołał dźwięcznie profesor Slughorn. Nauczyciel
z uśmiechem zaczął przechadzać się po klasie.
-Panie Malfoy, proszę uważniej czytać instrukcję. W trzecim
podpunkcie wyraźnie napisałem, że trzeba dodać dwa liście jadowitej tentakuli,
a nie jeden.
Odwróciłam głowę w stronę Ślizgona. Nad jego wywarem unosiła się ciemnozielona para. Chłopak popatrzył się w moją stronę. Szybko odwróciłam wzrok.
Odwróciłam głowę w stronę Ślizgona. Nad jego wywarem unosiła się ciemnozielona para. Chłopak popatrzył się w moją stronę. Szybko odwróciłam wzrok.
-Panie Potter, w ostatniej fazie przygotowań zbyt słabo
podgrzał pan eliksir. Dlatego ma on taki żółty kolor –powiedział nauczyciel do
Harry’ego z lekkim niezadowoleniem w głosie. W szóstej klasie uważał, że Chłopiec
Który Przeżył jest jego najlepszym uczniem, bo odziedziczył zdolności po swojej
matce. Jednak nie wiedział, że jego sukcesy były zasługą Księcia Półkrwi. Bez jego
książki nie odnosił tak wielkich sukcesów.
Nauczyciel podszedł do mnie i nachylił się nad moim
kociołkiem.
-Brawo, panno Granger! Idealny Wywar Gorączkowy! Rzadko spotyka
się uczniów potrafiących uwarzyć ten eliksir! Jeden mały błąd i zamiast
ukojenia w bólu i zdrowia będziecie mieli prawie pewną śmierć. Dlatego daję
trzydzieści punktów dla Gryffindoru.
Spojrzałam w stronę Ślizgonów i lekko uniosłam głowę.
-Na następną lekcję macie zrobić pracę na temat Koralii
Brazylijskiej. Na trzy stopy pergaminu. Możecie iść.
Wszyscy, w niezbyt dobrych nastrojach, opuścili loch.
-Wiedziałem, że jak zwykle coś zawalę –powiedział z żalem
Harry, idąc do sali obrony przed czarną magią.
-Och, nie martw się. I tak bardzo się poprawiłeś –odparłam z
lekkim zniecierpliwieniem w głosie. Nie lubię słuchać jak ktoś narzeka.
-Ej, Granger! –usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się.
Te słowa wypowiedział nie kto inny jak Draco Malfoy. W ręce trzymał małą
książeczkę, oprawioną bordową skórą. Wyglądała dziwnie znajomo.
-Czy to nie twoje?
Wtedy rozpoznałam ów przedmiot. Blondyn otworzył zeszyt.
-To chyba pamiętnik. Może poczytamy o rozmyślaniach naszej
drogiej szlamy?
-Oddawaj to Malfoy! –powiedziałam, jednocześnie robiąc krok
w jego stronę. Zrobiłam przy tym groźną minę.
-Niby czemu? –zapytał chłopak. –Czyżbyś coś ukrywała?
Spojrzał na jedną ze stron i zaczął czytać.
-Już nie mogę się
doczekać pierwszego września. Wtedy zaczyna się szkoła. Znów spotkam się z
przyjaciółmi. To za tydzień, ale nie jestem pewna czy wytrzymam. Jednak ostatnio
dzieje się ze mną coś dziwnego. Nie mogę się na niczym skupić. Wciąż chodzę
rozkojarzona.
Malfoy popatrzył na mnie i lekko uniósł brwi.
-Czyżbyś się zakochała Granger? Ciekawe w kim.
Część Ślizgonów zarechotała głośno. Chłopak nie zwrócił na
to uwagi. Zamierzał kontynuować czytanie. Jednak nikt nie może się dowiedzieć
co jest napisane na następnej stronie. Nikt.
Wyjęłam różdżkę z kieszeni i wycelowałam w blondyna. Drętwota powiedziałam w myślach. Czerwony
strumień światła poleciał w stronę Ślizgona. Malfoy był na to przygotowany, bo
zrobił szybki unik. Podeszłam do niego. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę.
-Całkiem nieźle Granger.
Wyrwałam mu z rąk pamiętnik. Przez chwilę ze złością
patrzyłam mu prosto w oczy. Odwróciłam się i stanęłam obok Harry’ego.
-Chodźmy stąd –powiedziałam cicho i ruszyłam przed siebie
odprowadzana wieloma spojrzeniami.
W drodze do klasy Harry milczał. Wiedział, że nie mam ochoty
na rozmowę. Cały czas byłam zła. Na Malfoya oczywiście. Jeszcze kilka słów i
cała szkoła dowiedziałaby się o moim najgłębiej skrywanym sekrecie.
***
-To
idiotyczne –mruknąłem, zamykając wielką księgę „Magiczne Rośliny i Ich
Właściwości”. Siedziałem w bibliotece i próbowałem zrobić zadanie dla
Slughorna. Jak ten facet mógł nam zadać pracę na trzy stopy pergaminu?
-Nadal robisz to zadanie? –spytała Ariadne ze śmiechem. Trzymała
kilka grubych książek.
-Po co ci to? –zapytałem, wskazując grube tomy w jej
dłoniach.
-Bo muszę… A co cię to obchodzi, co? Lepiej odpowiedz na
moje pytanie. Naprawdę nie potrafisz tego zrobić? Przecież to proste.
Uniosłem lekko brwi.
-Naprawdę? –zapytałem ze złością w głosie. Dziewczyna uśmiechnęła
się i usiadła naprzeciwko mnie. Złapała leżącą przede mną książkę i otworzyła
na jakiejś stronie.
-Tutaj masz wszystko –powiedziała wskazując tekst. Popatrzyłem
na nią ze zdziwieniem.
-Ja mam to przeczytać?
Ariadne westchnęła cicho. Zamknęła książkę z hukiem.
-Kornalia Brazylijska, jak sama nazwa wskazuje, występuje na
terenach Brazylii i południowo –wschodniej Kolumbii. Jest to bardzo rzadko
spotykana roślina. Ma wiele właściwości leczniczych. Skutecznie zwalcza jad
bazyliszka. Jej korzenie i płatki są wykorzystywane do sporządzania wielu
eliksirów. Wykorzystuje się ją do robienia jednego z najgroźniejszych eliksirów
Amortensji, najsilniejszego eliksiru miłosnego na świecie, oraz Inceptusa,
eliksiru wywołującego silne tortury psychiczne. Stosowany przez Lorda
Voldemorta w czasach jego największej władzy.
Ślizgonka popatrzyła na mnie.
-Zapisuj to.
-Ale serio? To wszystko to prawda? –zapytałem ze zdumieniem.
-Nie, wymyśliłam to sobie –powiedziała Ariadne z ironią w
głosie. –Zapiszesz to czy gadałam na marne?
Wziąłem pióro do ręki. Wraz z pomocą dziewczyny szybko
skończyłem zadanie.
-I właśnie dlatego Koralia Brazylijska jest jedną z
najbardziej pożądanych roślin na świecie. Masz wszystko?
-Chyba tak.
-No to lecimy na trening. Zaczyna się za pięć minut.
Pobiegłem do dormitorium po miotłę i poszedłem na boisko. Cała
drużyna już czekała.
-Dobra. Od dzisiaj ćwiczymy ostro. Pokonamy Gryfonów i
zdobędziemy puchar.
Wyszliśmy na boisko.
-Najpierw poćwiczymy szybkie podania.
Wyjąłem kafla i rzuciłem do Puceya. Ten do Ariadne, ona do
Vaiseya. Kazałem im poćwiczyć rzuty do pętli. Wzniosłem się na miotle i
rozejrzałem wokół. Moja drużyna świetnie sobie radziła. Bez wątpienia Gryfoni
nie mają żadnych szans.
____________________________
Znowu rozdział nie jest zbyt długi, ale mam nadzieję, że się podoba. Wiem, że nia ma zbyt wielu bezpośrednch akcji między Hermioną a Draconem, ale dopiero minął ich pierwszy tydzień w Hogwarcie. Mam nadzieję, że nie zniechęcicie się przez to do boga.
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze.
Pozdrawiam
Hermiona
Subskrybuj:
Posty (Atom)