niedziela, 28 października 2012

ROZDZIAŁ 14

-No dobra, dawaj tą durną pracę –powiedziałam do Freda z rezygnacją. Chłopak od ponad godziny błagał mnie, abym poprawiła jego zadanie domowe z eliksirów. 
Rudzielec wstał i uśmiechnął się szeroko.
-Wiedziałem, że się zgodzisz, Hermiono.
Popatrzyłam na niego spode łba. Wzięłam do ręki pióro i zaczęłam czytać jego pracę. Co chwilę się uśmiechałam. Błędów było mnóstwo, ale dla osoby nie wiedzącej co to Kamień Koralowca brzmiałoby to bardzo sensownie. Jednak nie dla mnie.
-Masz –powiedziałam po piętnastu minutach do Freda, podając mu pergamin.
-Dzięki Hermiono –odparł chłopak z uśmiechem.
Wstałam i przeszłam przez dziurę pod portretem. Szłam do swojego dormitorium, które dzieliłam z Malfoyem. Nigdy się do siebie nie odzywaliśmy. Może nawet i lepiej, że nie. Nasz kontakt ograniczał się do mruknięcia „Cześć” tak cicho, żeby nie było tego słychać. 
Cała sprawa pogorszyła się jakiś tydzień temu. Wtedy zaczęłam się spotykać z Fredem. Miałam nadzieję, że mało osób będzie o tym wiedziało, a najlepiej nikt. Jednak już następnego dnia cała szkoła wiedziała, że Hermiona Granger chodzi ze starszym bratem swojego byłego chłopaka. Kiedy Ron się o tym dowiedział, zaczął mnie unikać, Ginny nie skomentowała sprawy, George się ucieszył, że będzie mógł zgapić zadania od brata, któremu będę je poprawiać. Harry milczał. Nie zdziwiło mnie to, w końcu jest przyjacielem Ronalda. Jednak najgorsze jest to, że od tego momentu Malfoy zaczął traktować mnie jak powietrze, jakbym była niewidzialna. To chyba jeszcze gorsze niż gdyby ciągle się ze mnie naśmiewał. Zdecydowanie wolę być szlamą niż nikim.
Sytuacja w jakiej się znalazłam jest delikatnie mówiąc trudna. Nie mam pojęcia czy kocham Freda. Wiem, że bardziej zależy mi na Malfoyu, ale to nic nie zmienia. Wiele razy próbowałam pogadać o tym z Ginny, ale nie potrafiłam. Za każdym razem rezygnowałam w ostatniej chwili.
Z każdym dniem problem rósł. Nieliczoną ilość razy przyłapałam się na gapieniu się na Dracona podczas posiłków czy lekcji. Kiedy Ślizgoni mieli treningi quiditcha, zawsze byłam wtedy na dworze.
Stanęłam przed gargulcem, który odskoczył ukazując mi wejście do pokoju wspólnego. Ledwo przekroczyłam próg, skierowałam się do dormitorium. Zatrzasnęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko.
***
Wracałem do zamku. Byłem zmęczony po ciężkim treningu. Dzisiaj moja drużyna zrobiła kawał dobrej roboty. Przekroczyłem przez ogromne wrota i poszedłem do Wielkiej Sali na kolację. Usiadłem koło Zabiniego.
-Jak tam na treningu, Smoku? –zapytał od razu Blaise.
-Przecież widziałeś –odparłem. Kiedy z góry obserwowałem zawodników, zobaczyłem przyjaciela jak stał i przyglądał się grze, a dokładniej jednej osobie.
-Jak oceniasz grę Ariadne? –spytałem chłopaka. –Przyglądałeś się jej przez dwie godziny, na pewno masz jakieś zdanie na temat jej umiejętności.
Mówiąc to, uważnie obserwowałem Blaisea, który nieskutecznie próbował ukryć swoje zakłopotanie.
-Mówicie o mnie? –zapytała Green, nagle pojawiając się przy stole. Spojrzałem na nią. W ogóle nie było widać, że przez chwilą była na treningu.
Dziewczyna patrzyła to na mnie, to na Zabiniego. Nie doczekała się odpowiedzi.
-Jak nie chcecie, to nie mówcie. Skoro to tajemnica.
Usiadła obok mnie. Spokojnie nałożyła sobie górę jedzenia. Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem. Ariadne odwróciła głowę w moją stronę.
-No co? –spytała, widząc moją minę. –Też muszę coś jeść. To i tak mało.
Pokręciłem z niedowierzaniem głową i wróciłem do jedzenia kolacji. Zabini wstał.
-Ja już pójdę –powiedział do mnie i prawie biegiem ruszył w stronę wyjścia z Sali. Uśmiechnąłem się lekko.
-Przez ciebie nie będę mógł normalnie pogadać z przyjacielem –zwróciłem się do siedzącej obok mnie dziewczyny.
-To wiesz jak mam na co dzień –odparła Ariadne.
-Naprawdę Parkions cały czas o mnie gada?
Green kiwnęła głową.
-Albo pyta się mnie czy moim zdaniem ta sukienka się tobie spodoba, albo przedstawia mi swoje tysiąc sposobów na poderwanie Dracona Malfoya. Mam tego dosyć.
Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Zapewne Blaise tak nie ma.
Ona się o to nie zapytała. To było stwierdzenie.
Kiwnąłem głową.
-Za to ciągle się na ciebie gapi. Jak idiota –powiedziałem.
-Tak jak na ciebie Granger –odparła Ariadne. Zerknąłem w stronę stołu Gryfonów. Brązowowłosa siedziała obok Wiewióry i jednego z bliźniaków.
-Który z Weasleyów nie ma ucha? –zapytałem Green.
-George –odpowiedziała bez wachania.
-On się na ciebie patrzy.
-No i co z tego?
-Nic, tak tylko mówię.
Zapadła cisza. Po chwili odezwała się Ślizgonka.
-Zresztą…. Dziwisz mu się? –zapytała z uśmiechem. Zaśmiałem się cicho.
Wstałem i poszedłem do dormitorium. Usiadłem na kanapie. Granger już od tygodnia chodziła z Weasleyem, a ja wciąż nie potrafiłem się z tym w pełni pogodzić. Co ona w nim widzi? Przypomniało mi się co było napisane w jej pamiętniku. Cały czas chodzę rozkojarzona. Czy chodziło o Freda Weasleya? Zapragnąłem dowiedzieć się co było napisane dalej. Dziewczyny jeszcze nie było.
Podszedłem do drzwi od jej dormitorium i nacisnąłem klamkę. Drzwi ani drgnęły.
-Alohomora –mruknąłem cicho i znów spróbowałem otworzyć drzwi. Nie udało się. Najwidoczniej Granger przewidziała taką sytuację i użyła jakiś zaklęć ochronnych. Uderzyłem pięścią w drzwi.
Nie wiem ile tak stałem. Po co mi ta informacja? Co mnie obchodzi ta szlama? Nie potrafiłem odpowiedzieć na te pytania. Może nie chciałem znać na nie odpowiedzi. Nagle usłyszałem ciche kroki dochodzące z korytarza. Szybko wszedłem do swojego dormitorium i zamknąłem drzwi. Po chwili usłyszałem głośne trzaśnięcie. Oparłem się o drzwi. Jeszcze przede mną cały rok zmagań z Granger. W tej chwili nie mogłem doczekać się świąt.

niedziela, 21 października 2012

ROZDZIAŁ 13

-Pamiętajcie aby do wywaru dodać tylko trzy płatki Koralii Brazylijskiej. Nie więcej!
Po klasie rozszedł się dudniący głos profesora Slughorna. Lekcja eliksirów dobiegała końca. Wszyscy uczniowie pochylali się nad swoimi kociołkami i gorączkowo mieszali ich zawartość. Po raz ostatni przemieszałam wywar pięć razy w kierunku zgodnym ze wskazówkami zegara.
-Czas się skończył! –zawołał dźwięcznie profesor Slughorn. Nauczyciel z uśmiechem zaczął przechadzać się po klasie.
-Panie Malfoy, proszę uważniej czytać instrukcję. W trzecim podpunkcie wyraźnie napisałem, że trzeba dodać dwa liście jadowitej tentakuli, a nie jeden.
Odwróciłam głowę w stronę Ślizgona. Nad jego wywarem unosiła się ciemnozielona para. Chłopak popatrzył się w moją stronę. Szybko odwróciłam wzrok.
-Panie Potter, w ostatniej fazie przygotowań zbyt słabo podgrzał pan eliksir. Dlatego ma on taki żółty kolor –powiedział nauczyciel do Harry’ego z lekkim niezadowoleniem w głosie. W szóstej klasie uważał, że Chłopiec Który Przeżył jest jego najlepszym uczniem, bo odziedziczył zdolności po swojej matce. Jednak nie wiedział, że jego sukcesy były zasługą Księcia Półkrwi. Bez jego książki nie odnosił tak wielkich sukcesów.
Nauczyciel podszedł do mnie i nachylił się nad moim kociołkiem.
-Brawo, panno Granger! Idealny Wywar Gorączkowy! Rzadko spotyka się uczniów potrafiących uwarzyć ten eliksir! Jeden mały błąd i zamiast ukojenia w bólu i zdrowia będziecie mieli prawie pewną śmierć. Dlatego daję trzydzieści punktów dla Gryffindoru.
Spojrzałam w stronę Ślizgonów i lekko uniosłam głowę.
-Na następną lekcję macie zrobić pracę na temat Koralii Brazylijskiej. Na trzy stopy pergaminu. Możecie iść.
Wszyscy, w niezbyt dobrych nastrojach, opuścili loch.
-Wiedziałem, że jak zwykle coś zawalę –powiedział z żalem Harry, idąc do sali obrony przed czarną magią.
-Och, nie martw się. I tak bardzo się poprawiłeś –odparłam z lekkim zniecierpliwieniem w głosie. Nie lubię słuchać jak ktoś narzeka.
-Ej, Granger! –usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się. Te słowa wypowiedział nie kto inny jak Draco Malfoy. W ręce trzymał małą książeczkę, oprawioną bordową skórą. Wyglądała dziwnie znajomo.
-Czy to nie twoje?
Wtedy rozpoznałam ów przedmiot. Blondyn otworzył zeszyt.
-To chyba pamiętnik. Może poczytamy o rozmyślaniach naszej drogiej szlamy?
-Oddawaj to Malfoy! –powiedziałam, jednocześnie robiąc krok w jego stronę. Zrobiłam przy tym groźną minę.
-Niby czemu? –zapytał chłopak. –Czyżbyś coś ukrywała?
Spojrzał na jedną ze stron i zaczął czytać.
-Już nie mogę się doczekać pierwszego września. Wtedy zaczyna się szkoła. Znów spotkam się z przyjaciółmi. To za tydzień, ale nie jestem pewna czy wytrzymam. Jednak ostatnio dzieje się ze mną coś dziwnego. Nie mogę się na niczym skupić. Wciąż chodzę rozkojarzona.
Malfoy popatrzył na mnie i lekko uniósł brwi.
-Czyżbyś się zakochała Granger? Ciekawe w kim.
Część Ślizgonów zarechotała głośno. Chłopak nie zwrócił na to uwagi. Zamierzał kontynuować czytanie. Jednak nikt nie może się dowiedzieć co jest napisane na następnej stronie. Nikt.
Wyjęłam różdżkę z kieszeni i wycelowałam w blondyna. Drętwota powiedziałam w myślach. Czerwony strumień światła poleciał w stronę Ślizgona. Malfoy był na to przygotowany, bo zrobił szybki unik. Podeszłam do niego. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę.
-Całkiem nieźle Granger.
Wyrwałam mu z rąk pamiętnik. Przez chwilę ze złością patrzyłam mu prosto w oczy. Odwróciłam się i stanęłam obok Harry’ego.
-Chodźmy stąd –powiedziałam cicho i ruszyłam przed siebie odprowadzana wieloma spojrzeniami.
W drodze do klasy Harry milczał. Wiedział, że nie mam ochoty na rozmowę. Cały czas byłam zła. Na Malfoya oczywiście. Jeszcze kilka słów i cała szkoła dowiedziałaby się o moim najgłębiej skrywanym sekrecie.
***
-To idiotyczne –mruknąłem, zamykając wielką księgę „Magiczne Rośliny i Ich Właściwości”. Siedziałem w bibliotece i próbowałem zrobić zadanie dla Slughorna. Jak ten facet mógł nam zadać pracę na trzy stopy pergaminu?
-Nadal robisz to zadanie? –spytała Ariadne ze śmiechem. Trzymała kilka grubych książek.
-Po co ci to? –zapytałem, wskazując grube tomy w jej dłoniach.
-Bo muszę… A co cię to obchodzi, co? Lepiej odpowiedz na moje pytanie. Naprawdę nie potrafisz tego zrobić? Przecież to proste.
Uniosłem lekko brwi.
-Naprawdę? –zapytałem ze złością w głosie. Dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła naprzeciwko mnie. Złapała leżącą przede mną książkę i otworzyła na jakiejś stronie.
-Tutaj masz wszystko –powiedziała wskazując tekst. Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem.
-Ja mam to przeczytać?
Ariadne westchnęła cicho. Zamknęła książkę z hukiem.
-Kornalia Brazylijska, jak sama nazwa wskazuje, występuje na terenach Brazylii i południowo –wschodniej Kolumbii. Jest to bardzo rzadko spotykana roślina. Ma wiele właściwości leczniczych. Skutecznie zwalcza jad bazyliszka. Jej korzenie i płatki są wykorzystywane do sporządzania wielu eliksirów. Wykorzystuje się ją do robienia jednego z najgroźniejszych eliksirów Amortensji, najsilniejszego eliksiru miłosnego na świecie, oraz Inceptusa, eliksiru wywołującego silne tortury psychiczne. Stosowany przez Lorda Voldemorta w czasach jego największej władzy.
Ślizgonka popatrzyła na mnie.
-Zapisuj to.
-Ale serio? To wszystko to prawda? –zapytałem ze zdumieniem.
-Nie, wymyśliłam to sobie –powiedziała Ariadne z ironią w głosie. –Zapiszesz to czy gadałam na marne?
Wziąłem pióro do ręki. Wraz z pomocą dziewczyny szybko skończyłem zadanie.
-I właśnie dlatego Koralia Brazylijska jest jedną z najbardziej pożądanych roślin na świecie. Masz wszystko?
-Chyba tak.
-No to lecimy na trening. Zaczyna się za pięć minut.
Pobiegłem do dormitorium po miotłę i poszedłem na boisko. Cała drużyna już czekała.
-Dobra. Od dzisiaj ćwiczymy ostro. Pokonamy Gryfonów i zdobędziemy puchar.
Wyszliśmy na boisko.
-Najpierw poćwiczymy szybkie podania.
Wyjąłem kafla i rzuciłem do Puceya. Ten do Ariadne, ona do Vaiseya. Kazałem im poćwiczyć rzuty do pętli. Wzniosłem się na miotle i rozejrzałem wokół. Moja drużyna świetnie sobie radziła. Bez wątpienia Gryfoni nie mają żadnych szans.
____________________________

Znowu rozdział nie jest zbyt długi, ale mam nadzieję, że się podoba. Wiem, że nia ma zbyt wielu bezpośrednch akcji między Hermioną a Draconem, ale dopiero minął ich pierwszy tydzień w Hogwarcie. Mam nadzieję, że nie zniechęcicie się przez to do boga.
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze.
Pozdrawiam
Hermiona

niedziela, 14 października 2012

ROZDZIAŁ 12

Z szeroko otwartymi oczami patrzyłem na Granger z Weasleyem. W głowie miałem wielką pustkę. Pragnąłem załatwić rudzielca raz na zawsze. Czemu nikomu nie udało się go zabić podczas Wielkiej Bitwy w Hogwarcie?
Poczułem jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Odwróciłem głowę. Ariadne Green stała obok mnie i uważnie mi się przyglądała.
-Chdźmy stąd –powiedziała, lekko mnie popychając. Niechętnie ruszyłem w stronę zamku. Po drodze, idąca obok mnie dziewczyna, zerkała w moją stronę z zaciekawieniem.
Patrzyłem na nowiutką, zielono –srebrną odznakę kapitana drużyny Quidditcha. Właśnie to znalazłem w swoim dormitorium. Jak dotąd nie było wiadomo kto nim zostanie, ale na szczęście wybrali mnie.
Chwyciłem swoją miotłę, nową, lśniącą błyskawicę, i ruszyłem na boisko. Szybko przebrałem się w zielone szaty i wyszedłem na murawę. Wszyscy chętni do trafienia do drużyny już tam byli. W oddali zobaczyłem Ariadne. Była jedyną dziewczyną, znajdującą się na boisku. Z uśmiechem ruszyła w moją stronę.
-Gratuluję Draco. Szkoda tylko, że nie będę miała możliwości się z tobą zmierzyć. Pozycja szukającego już zajęta.
Uśmiechnąłem się lekko. Nigdy nie wierzyłem, żeby Ariadne była zdolna Mie pokonać, ale cieszyłem się, że nie muszę z nią walczyć o miejsce w drużynie. W końcu, co byłoby gdybym przegrał?
Stanąłem na środku boiska, tuż przed kandydatami.
-Cisza! –wrzasnąłem. Od razu wszyscy umilkli.
-Najpierw podzielcie się na grupy. Na miotłach, dwa razy okrążycie boisko.
Wszyscy szybko ustawili się w kilku grupach. Pierwsza składała się z drugoroczniaków. Żaden nie umiał latać na miotle. W drugiej byli również bardzo utalentowani trzecioklasiści. Panowało zamieszanie. Wszyscy odrzuceni zajmowali sobie miejsce na trybunach i oglądali sprawdzian. Do tego dosiadły się tam wszystkie moje fanki, a jest ich naprawdę dużo. Bycie kapitanem naprawdę nie jest łatwe.
Kiedy wszystkie grupy zostały sprawdzone, wyjąłem kafla. Podszedłem do grupy składającej się z zaledwie piętnastu osób. Tylko tyle miało jakiekolwiek szanse.
-Dopiero teraz zaczniemy prawdziwy sprawdzian.
Mówiąc, podrzucałem w górę kafla.
-Zobaczymy kto jest naprawdę dobry.
Wypowiadając te słowa, patrzyłem na Ariadne. Szybko rzuciłem piłkę w jej stronę. Złapała bez trudu.
-Zaczynamy –powiedziałem.
-Żebyś się nie zdziwił –odparła dziewczyna.
Po godzinie miałem już trzech świetnych ścigających. Byli to Adrian Pucey, Darwin Vaisey oraz, ku mojemu własnemu zaskoczeniu, Ariadne Green, która była najlepsza ze wszystkich. Przynajmniej podczas testów.
Rycząc na odrzuconych kandydatów, zdarłem sobie gardło, a teraz będę się zmagał z pałkarzami.
-Zmiataj z boiska, albo ci w tym pomogę!
Po długich trudach z odrzuconymi kandydatami miałem już całą drużynę. Na pałkarzy wybrałem Alana Ridgweya i Davida Carrowa, a obrońcą został Jeremy Wilson.
Kiedy testy się skończyły, podszedłem do mojej drużyny.
-Jutro mamy pierwszy trening. W listopadzie gramy z Gryfonami. Mam nadzieję, że wygramy.
-Zmiażdżymy ich. Nie martw się Smoku –powiedziała pewnie Ariadne ze złośliwym uśmiechem. To prawda, dziewczyna poprosiła swoich rodziców o zakup błyskawic dla całej drużyny.
-Dobra, na dzisiaj to tyle. Jutro o siedemnastej widzimy się na treningu.
Drużyna się rozeszła. Teraz testy będą mieli Gryfoni. Odwróciłem głowę w stronę trybun. Ślizgonów już tam nie było. Za to zobaczyłem ją. Hremiona Granger siedział i patrzyła się na mnie.
***
-Powodzenia Ginny. Na pewno dostaniesz się do drużyny –powiedziałam do Rudej. Ta kiwnęła głową i poszła do szatni. Ruszyłam na trybuny, aby oglądać sprawdzian, jednak na boisku stali Ślizgoni. On tam był, stał na środku. Jego włosy lśniły w popołudniowym słońcu.
Patrzyłam na niego z zachwytem. Nagle Draco Malfoy odwrócił głowę i popatrzył na mnie. Szybko przeniosłam wzrok na wychodzących z szatni Gryfonów. Żałowałam, że w ogóle tutaj przyszłam, ale postanowiłam być dzielna i zostać na trybunach. Na szczęście Malfoy już kierował się do szatni. Odetchnęłam z ulgą.
Sprawdzian trwał jakieś dwie godziny. Zjawiło się mnóstwo osób. Każdy odrzucony siadał na trybunach i obserwował testy innych. Zrobiło się całkiem tłoczno. Zastanawiało mnie co ci ludzie widzą w Quidditchu, ale sam fakt, że Harry został wybrany na kapitana mówił sam za siebię.
Do tegorocznej drużyny trafili Dean Thomas, Ginny Weasley i Demelza Robins jako szukający, Fred i George Weasley jako pałkarze oraz Ron jako obrońca. Harry zajął miejsce szukającego. Z takim składem raczej zdobędą puchar. Chyba, że… wyobraziłam sobie jak nie Harry Potter a Draco Malfoy łapie znicza. Jego rozwiane blond włosy i ten pogardliwy uśmiech. Wizja ta bardzo mi się podobała. Wstyd mi to było przyznać przed samą sobą.
Zeszłam z trybun i podeszłam do Ginny, która w dobrym nastroju opuszczała szatnię.
-Hermiono, udało mi się! Mamy super drużynę. George twierdzi, że brakuje Wooda, ale Ron znacznie się poprawił. Jeszcze trochę i będzie tak samo dobry jak Wood. W tym roku zdobędziemy puchar, mówię ci.
Uśmiechnęłam się do niej. Oczywiście jako Gryfonka kibicuję Gryffindorowi, ale porażka ze Slytherinem zbytnio by mnie nie zmartwiła. Miałam tylko nadzieję, że nie było tego po mnie widać. Nie chciałam, żeby Ruda zaczęła coś podejrzewać. Może kiedyś jej powiem, że podoba mi się Malfoy, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze jest zbyt wcześnie.
Pożegnałam się z Ginny i ruszyłam do dormitorium. Ze zdziwieniem wywnioskowałam, że po raz pierwszy w życiu nie mogę się doczekać meczu Quidditcha. To już w listopadzie. Wtedy się okaże kto jest najlepszy.
____________________________ 

W końcu napisałam coś troszkę dłuższego. Mam nadzieję, że rozdział wszystkim się spodoba. Chciałam dodać, że jeden z graczy –David Carrow jest synem Amycusa Carrowa. Wiem, że w książce nie było nic takiego napisane, ale miałam lekkie trudności z dobraniem nazwisk :)

piątek, 12 października 2012

ROZDZIAŁ 11

- Idziesz z nami do Hogsmead, Draco?
Odwróciłem głowę w stronę Pansy.
- Na razie jeszcze nie. Może spotkamy się na miejscu – odpowiedziałem szybko. Nie miałem zamiaru spędzać wolnego dnia z Parkions. Podszedłem do Zabiniego.
- Idziemy? – zapytałem tylko. Chłopak skinął głową. Szliśmy powoli, tak aby nie spotkać Pansy ze swoimi przyjaciółkami. 
Poszliśmy do Trzech Mioteł. Usiedliśmy przy wolnym stoliku, niedaleko wejścia. Poszedłem zamówić dla nas po kuflu kremowego piwa. Na drugim końcu baru zauważyłem Granger. Rozmawiała z Wiewiórą. Szybko wróciłem do stolika.
- Dzisiaj są sprawdziany do drużyny Quidicha – zagadnął Blaise. – Startujesz na miejsce szukającego?
- No pewnie. Mam zamiar wygrać z Potterem. Tym razem miotła mu nie pomoże.
- Ja też startuję. Chcę być pałkarzem. Trzeba będzie jakoś wyeliminować Weasley’ów.
Kiwnąłem głową. W całej swojej historii Gryffindor nie miał lepszych pałkarzy od Weasley’ów. Ani lepszego szukającego od Pottera.
Spojrzałem w bok. Do Trzech Mioteł weszła akurat Pansy. Jak zwykle towarzyszyła jej Ariadne.
- O nie – wyrwało mi się. Blaise popatrzył w tamtą stronę. Green nas zauważyła, ale nic nie powiedziała. Byłem jej za to bardzo wdzięczny.
- Lepiej stąd chodźmy – powiedziałem szybko, wstając. Wraz z Zabinim szybko opuściliśmy lokal. Poszliśmy do Miodowego Królestwa. Kupiłem sobie trochę musów – świstusów. Kiedy wyszliśmy ze sklepu, Zabini powiedział, że musi wracać do szkoły, bo chce jeszcze trochę poćwiczyć przed testami. Szedłem ulicą pełną ludzi. Nagle usłyszałem za sobą jakiś kobiecy głos.
- Cześć Draco.
Odwróciłem się szybko. Na szczęście była to Ariadne, a nie Pansy.
- Cześć – mruknąłem. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Co jesteś taki ponury?
Nie odpowiedziałem na to pytanie.
- Może jeszcze będziesz udawał, że mnie nie słuchasz? – zapytała z ciekawością.
- Nie miałem takiego zamiaru – powiedziałem trochę obrażonym tonem.
- No to zacznij mnie słuchać pacanie, bo jeszcze sobie pomyślę, że się zakochałeś.
Zakochałeś. Właśnie to powiedziała. Czy naprawdę tak jest? Oczywiście, że nie. Ja, Draco Malfoy, miałbym się w kimś zakochać? Nigdy. Kątem oka zauważyłem, że Ariadne coś mówi.
- Halo? – usłyszałem. – Ty w ogóle żyjesz?
- Jasne. To co mówiłaś? – zapytałem szybko. Dziewczyna popatrzyła na mnie morderczym wzrokiem.
- Właśnie powiedziałam, że zamierzam startować do drużyny Quidicha.
- Co? – wyrwało mi się.
- To co słyszałeś. Chcę być ścigającym albo szukającym. Najprawdopodobniej będziesz miał konkurencję.
Uśmiechnęła się słodko. Popatrzyłem na nią uważnie. Ariadne jest bardzo chuda i wysoka. Nie wygląda na zbyt silną, ale wiem, że trochę jej ma. Przez głowę przeszła mi myśl, że jedyne do czego nadawałaby się na boisku to do skutecznego odwracania uwagi przeciwników od kafla. Miałem tylko nadzieję, że nie powiedziałem tego na głos.
- Nie uda ci się – odparłem z pewnością. – Nie masz szans. Mamy zbyt wielu lepszych kandydatów.
- Jeszcze się zdziwisz jak będę pierwszą w historii dziewczyną w drużynie Ślizgonów.
- Nie sądzę – odpowiedziałem. Dziewczyna popatrzyła na mnie.
- Jeszcze zobaczymy komu będzie głupio. – oparła z mściwością w głosie. – Powodzenia na testach – dodała słodko.
- Tobie powinno się przydać szczęście. Żebyś nie spadła z miotły - powiedziałem złośliwie. Dziewczyna pogroziła mi palcem.
- Radzę ci uważać. Bo może przez nieuwagę złamiesz sobie rękę.
Nie wiem czemu, ale ją lubię. Nie jest nachalna jak Pansy, zna się na Quidichu. Kłócąc się zmierzaliśmy w stronę drogi do Hogwartu. Ariadne jest bardzo miła. Zawsze zastanawiało mnie jak trafiła do Slytherinu. Pewnie potrafiłaby mnie nieźle zaskoczyć.
Szliśmy razem. Gdyby koło mnie szła jakaś inna dziewczyna, pewnie pomyślałbym, że jej na mnie zależy, ale Ariadne taka nie jest. Jest dla mnie po prostu dobrym kumplem. Dziwnie się czuję, myśląc tak o dziewczynie. W końcu zadałem dręczące mnie pytanie.
- Czemu nie powiedziałaś Pansy, że byliśmy tam, w Trzech Miotłach?
Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Czy to nie jest oczywiste?
Pokręciłem przecząco głową.
- Po prostu widząc twoją żałosną minę zrobiło mi się ciebie żal. Pansy cały czas za tobą chodzi. Mam tego dosyć. Nie można z nią normalnie pogadać.
Pokiwałem głową. Parkions potrafiła być bardzo wkurzająca. Znam ją dobrze od tej strony. W milczeniu weszliśmy na drogę prowadzącą do Hogwartu. Jak dotąd dzień zapowiadał się dobrze. Wtedy zobaczyłem Hermionę Granger całującą się z Fredem Weasley’em.
___________________________

I znowu krótka notka. Jednak mam nadzieję, że się spodoba. Możliwe, że kolejny rozdział przybędzie jutro lub w niedzielę. Obiecuję, że będzie dłuższy :)
Hermiona

sobota, 6 października 2012

ROZDZIAŁ 10

Był piękny, wrześniowy dzień. Świeciło słońce, ptaki śpiewały. Wraz z Ginny szłam drogą w stronę szkoły. Plotkowałyśmy i śmiałyśmy się. Wydawało się, że nic nie może zakłócić mojego szczęścia. Jednak obie umilkłyśmy, kiedy na drodze, przed nami, ujrzałyśmy jakiegoś mężczyznę. Pochylał się on nad małą dziewczynką. Mimo, że nie mógł usłyszeć naszych kroków, to musiał wyczuć naszą obecność, bo odwrócił głowę. Miał straszliwe, czarne oczy, twarz wykrzywioną w grymasie złości. Z jego ust spływała krew. Lekko cofnęłam się do tyłu. Nim się obejrzałam, potwór rzucił się na Ginny. Dziewczyna padła na ziemię. Martwa... mężczyzna zwrócił głowę w moją stronę. Odwróciłam się z zamiarem ucieczki. Nim zrobiłam choć krok, poczułam ostry ból w okolicach klatki piersiowej. A potem nie było już nic…
~*~
Obudziłam się z krzykiem. Oddychałam ciężko. To był tylko sen. Tylko sen. To nie zdarzyło się naprawdę. Złapałam się za głowę. Kiedy Voldemort jeszcze żył, tysiące osób umierało na moich oczach. Ale wtedy nie miałam żadnych koszmarów. Dlaczego mam je teraz?
Wstałam i ruszyłam do łazienki. Na szczęści była pusta. Umyłam zęby i uczesałam się. Kiedy już wszystko zrobiła, czym prędzej ruszyłam do wielkiej Sali. Potrzebowałam towarzystwa, samotności bym nie zniosła.
Przy stole siedziała już Ginny. Ucieszyłam się na jej widok.
- Cześć Hermiono – powiedziała wesoło. Już na pierwszy rzut oka widać było, że zdążyła zapomnieć o wydarzeniach z wczorajszego dnia. Albo dobrze udawała.
- Hej – odpowiedziałam tylko. Nie mogłam pozbyć się obrazu z mojego snu.
W milczeniu jadłam śniadanie. Nagle wstała profesor McGonagall.
- Zwracam się do wszystkich uczniów posiadających zgody na wypady do Hogsmead. Każdy kto chce może znów się tam wybrać. Jednak proszę przemieszczać się w grupie liczącej przynajmniej trzy osoby. To ze względu na wasze bezpieczeństwo.
Dyrektorka usiadła. Popatrzyłam na Ginny.
- Idziemy? – zapytałam z zapałem.
- Oczywiście.
Wstałyśmy i ruszyłyśmy w kierunku wyjścia ze szkoły. Szłyśmy powoli. Była piękna pogoda. Postanowiłyśmy odwiedzić Trzy Miotły. Weszłyśmy do ciepłego pomieszczenia i zamówiłyśmy po kremowym piwie. Usiadłyśmy przy stoliku, tuż przy ścianie. Rozmawiałyśmy o lekcjach, o pogodzie, a nawet o Quidichu.
- Dzisiaj są testy – powiedziała z zapałem Ginny. – Mam nadzieję, że przyjdziesz mnie wesprzeć?
- Oczywiście, że tak – odpowiedziałam szybko. – Na pewno się dostaniesz. Wiem, że nie znam się na Quidichu, ale i tak sądzę, że jesteś świetna.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Dziękuję.
Ginny powiedziała, że musi wrócić do Hogwartu, bo ma zaległości w zadaniach domowych. Poszła tam w towarzystwie Luny, swojej koleżanki. Ja postanowiłam zostać.
Przechadzałam się ulicami wioski i oglądałam wystawy sklepów.
- Cześć Hermiono – usłyszałam za plecami. Odwróciłam się. Przede mną stał i uśmiechał się Fred Weasley.
- Cześć Fred – powiedziałam wesoło. – A gdzie twój brat?
- Jest w Hogwarcie. Robi zadanie z transmutacji.
Trochę mnie to zdziwiło. Rzadko kiedy widywało się bliźniaków robiących zadania domowe. Jednak przypomniało mi to o pracy na numerologię.
- Muszę już iść. Całkiem zapomniałam o zadaniu na numerologię.
Odwróciłam się i poszłam szybko w stronę zamku. Zdążyłam zrobić kilka kroków. Wtedy zatrzymał mnie Fred. Popatrzył mi prosto w oczy.
- Powtórz to co powiedziałaś.
- Niby co? - spytałam zdziwiona.
- Naprawdę zapomniałaś o zadaniu domowym.?
- Tak.
Przez chwilę patrzył mi prosto w oczy. Chyba mi uwierzył.
- No, no, no, Hermiono. Co się z tobą ostatnio dzieje?
Sama chciałam to wiedzieć.
- Dobra, możemy już wracać? – zapytałam niecierpliwie, jednocześnie się odwracając.
- Poczekaj. Muszę ci coś powiedzieć.
Odwróciłam głowę. Od chłopaka dzieliło mnie kilka centymetrów. Z tej odległości dokładnie widziałam jego zielone oczy. Był strasznie blisko. Stanowczo za blisko. Miałam wrażenie, że cały świat stanął w miejscu. Nie mogłam się ruszyć. Tak jakby ktoś unieruchomił mnie zaklęciem.
- Kocham cię – powiedział cicho Fred. Na swoich ustach poczułam jego pocałunek.
_____________________________________________

Ten rozdział dedykuję swojej koleżance Lucynie.
 Mam nadzieję, że ci się spodobał. :)