________________________________
Obudziłam się wcześnie rano, a raczej Ginny obudziła mnie.
Wbiegła do mojego dormitorium z krzykiem.
- HERMIONO!!! Wstawaj, Mionka, już niedługo zacznie się
mecz! – wrzasnęłam mi do ucha. Podskoczyłam i zerwałam się z łóżka. Popatrzyłam
na podekscytowaną twarz przyjaciółki.
- Ginerwo Weasley, czy ty naprawdę chcesz żebym straciła
SŁUCH?! – spytałam ją lekko zdenerwowana, że mnie tak obudziła. Ruda tylko
uśmiechnęłam się słodko i złapała mnie za rękę.
- Ubieraj się, musisz zająć jakieś dobre miejsce na trybunach
– powiedziała stanowczo. – Najlepiej takie, żeby Fred doskonale cię widział –
dodała za co oberwała poduszką w głowę. Szybko złapałam ubrania i podreptałam
do łazienki. Szybko się uczesałam i ubrałam. Weszłam do mojego Pokoju
Wspólnego. Ginny siedziała na kanapie i czekała na mnie. Dopiero teraz coś do
mnie dotarło.
- Jak tu weszłaś? – spytałam, patrząc na nią podejrzliwie. Rudowłosa uśmiechnęła się szeroko.
- Jak tu weszłaś? – spytałam, patrząc na nią podejrzliwie. Rudowłosa uśmiechnęła się szeroko.
- Malfoy mnie wpuścił.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Serio?
Ginny tylko pokiwała potakująco głową. Ciekawe co mu się stało? – spytałam samą siebie.
- Dobra księżniczko, dość tych rozmyślań. Idziemy na
śniadanie.
To mówiąc, Ginny złapała mnie za rękaw szaty i pociągnęła w
stronę wyjścia. Jednak gdy wyszłyśmy na korytarz, nadal nie chciała mnie
puścić.
- Ginny – zaczęłam protestować – puszczaj. Potrafię sama
chodzić, naprawdę.
Ale Ruda nie odpowiadała. Szła dalej, trzymając mnie za
rękę. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy zaczęłam się wyrywać. Puściła mnie
dopiero gdy stanęłyśmy przed drzwiami prowadzącymi do Wielkiej Sali. Weszła do
niej, a ja tuż za nią. Kiedy tylko przekroczyłam jej próg, doznałam szoku.
Jeszcze nigdy nie widziałam żeby było tu tak pusto. Nie licząc drużyny
Gryffindoru i Slytherinu, na sali nie było nikogo. Powoli podeszłam do stołu
należącego do Gryfonów i zajęłam miejsce obok Ginny. Chwilę później, po mojej
drugiej stronie usiadł Fred.
- Cześć mała – przywitał mnie z uśmiechem. Odwzajemniłam go
i zabrałam się za jedzenie. Szybko uporałam się ze śniadaniem. Ponieważ Ginny
wciąż jadła, wraz z Fredem opuściłam Wielką Salę. Chłopak złapał mnie za rękę.
- Cieszysz się? – spytałam go, chcąc przerwać ciszę.
Rudzielec uśmiechnął się szeroko.
- No jasne. Brakowało mi quidditcha. I tych imprez po
meczach.
Parsknęłam śmiechem.
- Chyba zapowiada się wielka impreza na dzisiaj –
powiedziałam wesoło. Dzięki Ginny potrafiłam się wyluzować.
- No jasne. Ale jest jedna rzecz której nie mogę doczekać
się jeszcze bardziej – oznajmił Fred. Spojrzałam na niego pytająco na co
chłopak wyszczerzył zęby. – Głupich min Ślizgonów po przegranej.
Na samą myśl o tym zachichotałam cicho. Spojrzałam w stronę
boiska.
- Chyba musisz już iść – powiedziałam do Freda. – Jeszcze mi
się na mecz spóźnisz.
Chłopak tylko uśmiechnął się i puścił moją dłoń.
- Powodzenia.
To powiedziawszy, wspięłam się na palce i pocałowałam go w
usta. Fred przyciągnął mnie mocniej do siebie i wplótł dłoń w moje włosy.
Starałam wyobrazić sobie, że to Malfoy. Stop!
Hermiono, musisz zapomnieć o tym idiocie – nakazałam sobie stanowczo.
Oderwałam się od Freda i odsunęłam lekko. Pożegnałam się cicho i odeszłam
w stronę trybun, na razie pustych. Zajęłam miejsce na samym przedzie. Miałam
stamtąd wspaniały widok na całe boisko.
- Cześć Hermiono – usłyszałam czyjś głos za plecami.
Odwróciłam się i uśmiechnęłam promiennie do pulchnego chłopaka i jasnowłosej
dziewczyny.
- Cześć Neville, cześć Luna.
Na widok wielkiego kapelusza w kształcie lwa, należącego do
blondynki, uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Mam nadzieję, że Gryfoni wygrają – powiedziała znienacka
śpiewnym głosem Lovegood. Pokiwałam potakująco głową.
- Ja też – oznajmiłam, chociaż sama nie byłam tego taka
pewna. Po raz pierwszy miałam taki dylemat. Nie wiedziałam komu kibicować. Z
jednej strony byłam Gryfonką i dziewczyną jednego z graczy Gryffindoru, ale w
Slytherinie był Draco.
Potrząsnęłam gwałtownie głową by pozbyć się tych myśli.
Musiało to dziwnie wyglądać, bo Neville patrzył na mnie niepewnie.
- Coś się stało? – spytał cicho. Uśmiechnęłam się
uspokajająco.
- Chyba latał tu jakiś owad – wyjaśniłam szybko. Luna
spojrzała na mnie żywo.
- Gnębiftrysk. Też wyczułam tu jednego – powiedziała z
powagą.
- Możliwe – odparłam, nie chcąc się z nią spierać, że coś
takiego nie istnieje. Zdążyłam się już przyzwyczaić do jej wypowiedzi na temat
wielu dziwnych i nieistniejących stworzeń.
- Zaczyna się – powiedział z ekscytacją Neville, wskazując
na boisko.
- Panie i panowie – zaczął komentator, jakiś brunet.
Poznałam go dopiero po chwili. Był to Barney Thomson, ścigający Krukonów. – I
na boisku pojawiła się już drużyna Gryffindoru. Thomas, Robins, Weasley,
Weasley, Weasley, Weasley iiiii… Potter!
Rozległy się głośne brawa. Ja klaskałam chyba najgłośniej.
Zaśmiałam się pod nosem. Prawie cała nasza drużyna to Weasleyowie. Spojrzałam
na Freda, który odszukał mnie wzrokiem i posłał mi oszałamiający uśmiech.
- A teraz na boisko wchodzi drużyna Ślizgonów! Ridgwey,
Carrow, Pucey, Vaisey, Green iiiiii… Malfoy!
Gdy na boisko wkroczył blondyn, prawie cała damska część
widowni zaczęła piszczeć. Sama z trudem powstrzymałam westchnienie. Draco
wyglądał cudownie. W zielonej szacie, z miotłą w dłoni. Miał taki pewny siebie
uśmiech, jakby nie wiedział, że czeka ich porażka. Chłopak uśmiechnął się
szeroko i objął ramieniem idącą obok niego Green. Zacisnęłam pięści, starając
się nie denerwować. Malfoy szepnął coś Ariadne do ucha i wyszedł na sam przód.
Stanął przed Harrym. Chłopcy mierzyli się wzrokiem i niechętnie podali sobie
dłonie. Nawet mimo sporej odległości wiedziałam, że miażdżą sobie nawzajem
palce. Szybko się puścili. Malfoy zerknął jeszcze na Green.
Pani Hooch wypuściła tłuczki i znicza i zagwizdała głośno,
wyrzucając przy tym kafla wysoko w górę. Wszyscy zawodnicy momentalnie
wystartowali. Ku mojemu zdziwieniu kafla od razu przejęła Green. Chyba nie
tylko mnie to zaskoczyło. Nie minęła nawet minuta, a komentator ogłosił:
- Gol dla Slytherinu!
Pomruk niezadowolenia przeszedł przez trybuny Gryffindoru,
Hufflepufu i Ravenclawu. Za to Ślizgoni klaskali głośno.
- Kafla przejmuje Ginny Weasley. Podaje do Thomasa, który z
ledwością unika tłuczka. Wymija ścigających Slytherinu, strzela iiiii… Wilson
obronił!
Zacisnęłam zęby. Ginny nigdy nie miała problemów z grą,
zawsze trafiała. Ale tym razem jej się nie udało. Slytherin znowu był w
posiadaniu kafla. Aktualnie trzymał go Vaisey.
- Szukający Slytherinu chyba zobaczył znicza! – ku ogólnemu
zdziwieniu ogłosił Thomson. Szybko odszukałam wzrokiem Malfoya. Leciał w stronę
jakiejś złotej plamki, a tuż za nim był Harry. Zobaczyłam jak George odbija
tłuczka w stronę Dracona, który w ostatniej chwili robi unik. Harry też ledwo
zdążył się schylić. Chyba zgubili znicza, bo każdy odleciał w swoją stronę.
Chwilę później Green zdobyła kolejnego gola dla Slytherinu. Załamałam ręce.
Miałam ochotę nawrzeszczeć na Rona by wziął się w garść, ale nie byłam pewna
czy dałoby to jakikolwiek rezultat.
- Green znowu ma kafla. Coś mi się wydaje, że ta dziewczyna
jest nie do pokonania!
Miał rację. Ariadne bez problemu wymijała innych zawodników.
- Podaje do Puceya, ten do Vaiseya, który strzela iiii…
WEASLEY OBRONIŁ!!!
Zerwałam się z miejsca i zaczęłam głośno klaskać wraz ze
wszystkimi Gryfonami.
- Oby tak dalej Ron – krzyknęłam, chociaż wiedziałam, że i
tak mnie nie usłyszy. Po raz pierwszy czułam takie emocje w związku z meczem
quidditcha. Na szczęście Ginny znowu przejęła kafla i w końcu zdobyła
pierwszego gola dla Gryffindoru. Tym razem poddali się euforii też Puchoni i
Krukoni, a nad te krzyki wzbił się ogłuszający ryk kapelusza Luny. Słysząc go,
aż podskoczyłam. Nie ja jedyna. Wtedy Malfoy po raz kolejny dostrzegł znicza.
Harry poleciał za nim. Lecieli prawie pionowo. Kiedy byli już blisko ziemi,
Draco w ostatniej chwili poderwał się w górę, a Potter ledwo uniknął zderzenia
z murawą.
- Szukający Slytherinu wykonuje perfekcyjny zwód Wrońskiego!
To niesamowite!
Nie podzielałam entuzjazmu Thomsona. Zacisnęłam tylko
pięści. Jednak mecz trwał dalej. Ginny zdobyła jeszcze dwa gole dla
Gryffindoru, ale Ślizgoni byli nie do pokonania. Zwłaszcza Green, która
wykazywała teraz jak świetnie lata na miotle. Była szybka i zwinna. Mimo, że
nie znam się na quidditchu wydawało mi się, że nadawałaby się na szukającego.
Było coraz gorzej. Gryffindor zdobył zaledwie czterdzieści
punktów, a Slytherin miał już ich sto osiemdziesiąt. Ale to wcale nie było
najgorsze. Potem wydarzyło się coś straszniejszego. Kiedy tłuczek mknął w
stronę Georgea, ten odwrócił się w stronę krzyczącej coś do niego Ariadne.
Wtedy metalowa piłka uderzyła go w plecy. Twarz Georgea wykrzywił grymas bólu,
a chłopak z trudem utrzymał się na miotle. Cały Gryffindor był oburzony.
Wszyscy zaczęli wykrzykiwać coś w stronę Green, która odleciała z miejsca
wypadku z szerokim uśmiechem.
- Tym razem szukający naprawdę dostrzegli znicza! Pędzą w
jego stronę! Slytherin ma przewagę stu czterdziestu punktów, więc jeśli Potter go
złapie wygra Gryffindor!
Odwróciłam głowę w stronę Malfoya i Harry’ego. Oboje mknęli
za złotą piłeczką. Ale mnie zainteresowało coś jeszcze. Ariadne Green widząc co
się dzieje, wykopała kafla z rąk zdezorientowanej Ginny i strzeliła ostatniego
gola w tym meczu.
- Green znowu zdobywa punkty dla Slytherinu! Teraz Gryfoni
mogą jedynie zremisować! – krzyczał Thomson. Spojrzałam w stronę szukających.
Harry wyciągał już dłoń po znicza. Wtedy wszystko zdarzyło się tak szybko. Nie
minęła nawet minuta od gola zdobytego przez Green, a wszyscy ucichli. Mrugałam
oczami. W osłupieniu wpatrywałam się w Malfoya. Rękę miał uniesioną wysoko w
górę. Trzymał w niej znicza. Zanim wszystko do mnie dotarło, rozległ się ryk z
trybun Slytherinu.
- To niesamowite – powiedział komentator, przebijając się
przez wrzaski. – Draco Malfoy złapał znicza! Slytherin wygrywa trzysta
czterdzieści do czterdziestu!
Ale ja już go nie słuchałam. Zbiegłam z trybun i wbiegłam na
boisko. Podbiegłam do Freda, który właśnie wylądował na ziemi. Był zły, bardzo
zły. Po chwili za nim wylądowała cała drużyna. Wszyscy podeszli do Ślizgonów.
Wyjrzałam zza pleców Freda i zacisnęłam zęby. Green przytulała Dracona, wciąż
wykrzykując:
- Wygraliśmy!
Dopiero po chwili zauważyli przeciwną drużynę. Malfoy stanął
na przedzie i uśmiechnął się wrednie.
- Jak tam mecz? – zapytał prowokującym tonem.
- Zamknij się Malfoy – odparł Ron. Był cały czerwony na
twarzy.
- Nie dziwię się, że przegraliście skoro macie w drużynie
takie cioty – kontynuował Draco.
- Sam nią jesteś – powiedziała zdenerwowana Demelza Robins.
Blondyn zaśmiał się cicho.
- My przynajmniej nie musimy oszukiwać, żeby wygrać – dodał
George, patrząc na Green. Dziewczyna stanęła koło Dracona.
- I co, bolało? – spytała, udając przejęcie.
- To było nie fair.
- Co nie jest zabronione, jest dozwolone. Zresztą JA nie
byłabym aż taka naiwna, by odwracać się gdy woła cię przeciwnik – powiedziała
Ariadne specjalnie denerwując rudzielca. Patrzyłam na nią z nienawiścią. Jeśli
kiedyś myślałam, że jest miła, to moje zdanie zmieniło się o jakieś sto
osiemdziesiąt stopni. – Wygraliśmy, bo byliśmy lepsi – dodała po chwili
milczenia Green. – I radzę się wam pogodzić z porażką. Bo na waszym miejscu nie
liczyłabym na puchar.
Dziewczyna odwróciła się.
- Panowie – zwróciła się do reszty drużyny Ślizgonów –
robimy imprezę!
I poszła do szatni. Ale zrobiła coś czego się nie
spodziewałam. Przechodząc koło Georgea szepnęła:
- Przepraszam.
Szybkim krokiem odeszła, a na twarzy jednego z bliźniaków
dostrzegłam osłupienie. Sama nie wiedziałam co myśleć o tej brązowowłosej
Ślizgonce.
- Chodźmy już stąd – powiedział Fred ponuro i ruszył do
szatni. Postanowiłam poczekać na nich w wieży, więc zaczęłam iść w stronę
zamku. Kiedy przechodziłam koło szatni Ślizgonów, usłyszałam wesołe rozmowy. W
tym momencie wyszedł stamtąd Draco Malfoy. Towarzyszyła mu Ariadne Green.
- …a ten zwód Wrońskiego – usłyszałam jej głos. Nie chciałam
tego słuchać. Przyspieszyłam kroku. Szybko weszłam do zamku i wbiegłam po
schodach na samą górę. Stanęłam przed portretem Grubej Damy.
- Czy to prawda? – spytała kobieta z obrazu. – Naprawdę
przegrali?
Pokiwałam smutno głową. Jeszcze dzisiaj rano byłam pewna
wygranej Gryffindoru, a stało się inaczej. Przejście otworzyło się. Gruba Dama
przepuściła mnie, nawet nie pytając o hasło. Chyba też była w zbyt wielkim
szoku po tym co usłyszała. Podeszłam do kominka i usiadłam na swoim ulubionym
fotelu. Zapatrzyłam się w ogień i podparłam głowę ręką. Teraz nie pozostawało
mi nic innego jak czekanie na powrót drużyny.
______________________________________I jak? Zaskoczeni? Podoba się? Bo moim zdaniem nawet niezły.
Mam do was małą prośbę. Jeśli przeczytaliście ten rozdział to skomentujcie. Chciałabym wiedzieć ilu was to czyta. To dla mnie ważne.
Pozdrawiam wszystkich!